Archiwum strony

Mistrzostwa Polski Najzwinniejszych Dziennikarzy i Fotoreporterów - podsumowanie oraz pełne video

Krwisty | 27.7.12 | 7 komentarze

Foto: Alicja Kosman
Na skoczni w Wiśle Malince zebraliśmy się tuż po godzinie 9:00 - sobotniego, pochmurnego i płaczącego deszczem poranka. Pogoda popłakiwała, chlipała, roniła deszczowe łzy, lecz nam było nie do płaczu, a do śmiechu. W powietrzu unosił się zapach zabawy i nutka podniecenia, pomieszanego z niepewnością. 
Co tam będzie, co nas czeka? 


Do konkursu indywidualnego w skokach narciarskich pozostało jeszcze wiele godzin, a my niezbyt liczną ekipą wpakowaliśmy się do podstawionego busa, który zawiózł nas do centrum Wisły na plac Hoffa, gdzie dołączyły kolejne osoby. Przeważały chwilowo dziewczęta, kobiety, panie, ale co tam, one i tak były oceniane w osobnej żeńskiej kategorii.


W drodze 
W busie atmosfera nie "siadała", wesołe rozmowy, śmiechy, pokazywanie okolicy, wraz z domem Adama Małysza, skandowanie i... ekscytacja wciąż rosła. Zwężająca się górska droga, prowadząca wprost do wiślańskich Pasiek, zmniejszała swoje wymiary zatrważająco i robiła coraz bardziej stroma. W tym momencie nasz dzielny kierowca musiał skapitulować i stwierdził stanowczo: "Dalej nie jadę, bo nie wyjadę, musicie iść pieszo".
Szofer busa miał jednak dużego pecha i cofając zerwał zawieszenie. Ubolewamy.

Nie przeszkadzało to bardzo ekipie, szliśmy na nogach, choć deszcz gęstnął z każdą chwilą.
Tu w głowach niektórych uczestniczek zaczęły się rodzić bojaźliwe myśli, pełne zwątpienia w słuszność całej imprezy.

Doszliśmy jednak na miejsce, gdzie czekała na nas profesjonalna ekipa instruktorów z wiślańskiej firmy Xtraining "Świat Przygody".
Krótko o firmie możemy przeczytać na ich stronie:


"Jesteśmy grupą pasjonatów podróży, przygód i aktywnego wypoczynku, którzy sprawnie łączą swoje hobby oraz kilkunastoletnie doświadczenie w branży. Właśnie duże doświadczenie w organizacji imprez turystycznych sprawia, iż do każdego projektu podchodzimy indywidualnie i przygotowujemy go bezpośrednio pod potrzeby klienta.

Naszym celem i misją jest stałe podnoszenie jakości świadczonych przez nas usług w celu zaspokojenia potrzeb nawet najbardziej wymagających klientów. W tym celu pracujemy tylko i wyłącznie ze sprawdzonymi partnerami w Polsce i na świecie oraz korzystamy z własnego bogatego doświadczenia.

Nasza firma posiada długoletnie doświadczenie w organizacji imprez integracyjnych dla klienta biznesowego oraz wszystkie niezbędne uprawnienia oraz ubezpieczenia potrzebne do realizowania imprez oraz szkoleń".



Teraz byliśmy złapani w sidła ludzi znających się na swoim fachu.
Główny prowadzący przedstawił nam pokrótce, jakie zadania będziemy musieli wykonać w ramach konkurencji ocenianych. Jazda quadem, bungee run, strzelanie z wiatrówek oraz łuku angielskiego, czy wchodzenie na ściankę wspinaczkową, to były rzeczy jakich musieliśmy się podjąć, by wygrać.
Dodatkową niespodzianką okazała się rekreacyjna przejażdżka samochodami terenowymi m.in. Nissanem Patrolem GR. 


Nasza stajnia

W tym momencie nieliczne, nieprzygotowane psychicznie uczestniczki odpuściły sobie imprezę, gdyż wizja coraz większych opadów deszczu, błota i wysiłku fizycznego, który niewątpliwie trzeba było włożyć w pewne konkurencje, odstraszyła je skutecznie. Cóż, nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.
Trzeba powiedzieć więcej, czym bardziej ekstremalnie, tym lepiej.
Tu akcja zaczyna nabierać większego tempa. Dzielimy się na grupy.
Dostajemy na szyję plakietki, uzupełniane potem przez sędziów naszymi wynikami.


Jazda samochodem terenowym
Instruktorzy rzucają hasło: "Kto wsiada pierwszy do samochodów terenowych?".
Zgłasza się autor artykułu oraz jego kolega. Każdy z nas zabiera na tylne siedzenia swoich aut, dwoje innych uczestników. Instruktorzy siedzą obok z przodu. Krótkie instrukcje i ognia!
Teren jest grząski, błotnisty usłany koleinami. Autem rzuca na boki, trzęsie, chwieje. Instruktor cały czas tłumaczy technikę jazdy. A w nas adrenalina buzuje i kipi. Jest dziura, woda, ostry zakręt, niebotyczna stromizna, którą trzeba pokonać.
Z prawej zbocze, z lewej przepaść. Jedziemy twardo, uważnie, skoncentrowani maksymalnie. Gdzieś komuś zakopuje się w błocie samochód. "Mniej gazu, wyprostuj koła" - informuje instruktor. Trzeba ruszać, to w tył, to w przód.
Dziewczyny też dobrze jadą, choć bez pisków się nie da. Silniki gorące niczym nasze ciała, temperatura motoru i chłodzenie jest pod stałą kontrolą. Uff dużo by pisać. Jazda w terenie takimi maszynami, z taką trakcją, przyklejającą nas do podłoża, to sama rozkosz.

Po przeprawie

Ścianka do wspinaczki
Dmuchane stojące coś, do czego przymocowane są uchwyty. Tutaj wielu z nas miało naprawdę kłopoty. Dwie drogi trudności i sześć metrów wysokości, działało na wyobraźnię. Fachowcy trzymali za linę, ta trzymała nas za biodra. Zaciśnięte zęby, wzmożone obciążenie rąk, nasz pot i znój oraz komendy prowadzącego: "Biodra bliżej ściany, pracuj więcej nogami, mniej rękami" - niosły się po całej łące.
Odpadamy ze ścianki, to wznawiamy próby, przekraczamy granice swoich fizycznych możliwości, walczymy!
Trzeba przyznać, kobiety radzą sobie w niektórych przypadkach lepiej od facetów. Jedna z nich wchodzi najszybciej ze wszystkich uczestników.
23 sekundy, to prawdziwy policzek damską ręką w męskie lica.

Zjazd 

"Było zajebiście"

Przyszykowanie do wejścia

Bungee run 
Tu śmiechu nie brakuje. Zabawna konkurencja polegająca na pokonaniu jak największej odległości, biegnąc swoim dmuchanym korytarzem, z gumową liną przycumowaną do pasa i ciągnącą uczestnika z powrotem do tyłu. Zmagamy się z tym pneumatycznym korytarzem, w rękach dzierżąc poduszeczkę z rzepem i mając za zadanie przyczepić ją jak najdalej. Lina jednak nie pozwala, ściąga nas z dużą siłą, a my niczym konie pociągowe suniemy do przodu, wyciągamy ręce, aż ścięgna trzeszczą. Wszystko w oprawie komicznych min, okrzyków determinacji, głośnego dopingu oraz rubasznych komentarzy i śmiechów osób stojących obok.

Można z uśmiechem
Można też z zacięciem 


Strzelanie z wiatrówki i łuku angielskiego
Fakt, nie każdy jest Robin Hoddem beskidzkich lasów. Nie każdy był w wojsku, lub strzelał kiedyś z jakiejś broni. Ale faktem jest, że ta konkurencja, po wzmożonym wysiłku fizycznym we wcześniejszych bojach, wymagała koncentracji, stabilnej ręki i sokolego oka. Uczymy się tam naciągać cięciwę łuku, trzymać go odpowiednio stabilnie i celować skutecznie. Kulochwyt czasem zamiast tarczy wyłapuje nasze strzały. 
Wiatrówki z gwintowaną lufą, to też sztuka koncentracji i ogromnego skupienia.
Rączki się trzęsą, oczka rozbiegane, ostrość gdzieś zanika, a palec niepewnie naciska na spust.
Słyszymy głuchy strzał. Jeden, drugi, trzeci! Potem w zależności od uczestnika, po sprawdzeniu tarczy, jest zadowolenie albo konsternacja.

Naciągamy cięciwę
Strzelanie z wiatrówki. Foto: Alicja Kosman


Jazda quadem
Dwa tory do pokonania. Jeden dłuższy w celu zapoznania się z maszyną. Drugi oznaczony szarfami i krótszy, do jazdy typowo technicznej, ocenianej, dla utrudnienia z piłką położoną na masce pojazdu. Piłki nie wolno zrzucić podczas jazdy. Tor trzeba pokonać w miarę najszybciej, ale za każde zrzucenie piłki, czy strącenie palika z szarfą, kara czasowa.
Uczestnicy pierwszy dłuższy tor pokonują na luzie. Jazda quadem sprawia prawie wszystkim ogromną frajdę. Jest wiatr we włosach (choć kaski na głowach), jest prędkość, błoto chlapiące w twarz, euforia z samego prowadzenia tego cacka. Jedni przejeżdżają dokładniej, inni szaleją i popełniają błędy skutkujące wypadnięciem z trasy - kolokwialnie mówiąc - jest jazda!
Następnie trzeba się skupić i pokonać mały tor i tą przeklętą piłkę. Tam jest stanowczo wolniej, precyzyjniej, choć piłka i tak czasem spada, łapiemy ją rękami, albo instruktor pomaga. Niekiedy najeżdżamy na słupek.  Osiągamy w końcu metę i po chwili krótkotrwałego oczekiwania w napięciu, pan sędzia podaje nasz czas.

Radość po ukończonej jeździe
Radość w czasie jazdy
Koncentracja podczas próby ocenianej 
Koncentracja przed jazdą

Koniec rywalizacji
Końcowa część imprezy, to smaczne kiełbaski, regenerujący żurek i piwko. Ci co przetrwali, nie uciekli i zaliczyli wszystkie konkurencje, są spełnieni. Sędziowie podliczają w międzyczasie punkty.
My jemy, pijemy, wymieniamy się uwagami i przygodami z danych konkurencji, żartujemy i czekamy z niecierpliwością na wyniki. W pewnym momencie słyszymy magiczne słowa: "Komisyja podliczyła" - i potem padają zaskakujące werdykty.
Trzeba podkreślić, że mało kto mógł przewidzieć wyniki i obstawiać podia. Dla niektórych podium i medal był nie lada zaskoczeniem. Złoci medaliści pierwszych Mistrzostw Polski Najzwinniejszych Dziennikarzy i Fotoreporterów dostali pamiątkowe puchary i medale. Ci na niższych stopniach podiów, tylko medale.
Tylko, albo aż! Cudowne uczucie.

Przytulanko "podiumowe" 

Skok na trzecie

Nagrody


"Sami widzicie jak to jest, kiedy rekreacyjnie coś wykonujemy, to świetnie się przy tym bawimy. Natomiast kiedy przychodzi rywalizacja, są emocje, to z automatu coś nam bardziej wychodzi, coś mniej. Poczuliście dzisiaj, co czuje i ma w głowie sportowiec, który siada np. na belce. Jakie musi mieć silne przekonanie i psychikę do tego, by odrzucić wszystkie złe myśli, skoczyć i zrobić wynik" - podsumowywał nasze wyczyny Włodzimierz Mołdysz, dyrektor marketingu firmy Xtraining oraz ratownik Grupy Beskidzkiej GOPR.

Gest radości z trzeciego miejsca

Ekstaza z pierwszego miejsca

Podsumowanie
To co przeżyliśmy pozostaje w naszych sercach i umysłach. Wszyscy bez wyjątku, zaskoczeni byliśmy samym pomysłem i faktem organizacji  dla ludzi mediów tego typu zawodów. Z tej strony głębokie ukłony dla Polskiego Związku Narciarskiego i osób, które z ramienia tej organizacji stworzyły dla nas taką zabawę.
Włożyliście dużo pracy i ponieśliście pewne koszta, jednak po naszych minach łatwo było zauważyć, ile ten pomysł dał nam radości i jak mocno wyzwolił w nas nutkę sportowca.

W wywiadach, których sobie sami udzielaliśmy po skończonej rywalizacji i rozdaniu nagród, wszyscy podkreślaliśmy, że czekamy na coś takiego w przyszłym roku. Jednym tchem, bez jakiejś zmowy i konsultacji stwierdziliśmy gremialnie: "Chcemy ponownie wystartować!".
Jedni, by poprawić swoje wyniki, a inni dla samego startu i możliwości rywalizacji z drugim człowiekiem. Jeszcze inni dla samej atmosfery i zabawy. Nie było nas dużo, ale ci co stanęli na starcie dali z siebie wszystko.
Gdyby zabawa ta przerodziła się w coś cyklicznego, zapewne liczba uczestników i poziom sportowy wzrastałyby sukcesywnie.

Z prezesem o świetle

Powitaliśmy Apoloniusza Tajnera

Trzeba podkreślić, że z wizytą przybył do nas sam prezes PZN Apoloniusz Tajner. Co dodało nam skrzydeł i podniosło znaczenie zabawy, bo Pan Apoloniusz, to nie tylko prezes, ale także świetny trener sportowy.
Skoro byli z nami fachowcy, instruktorzy, skoro był też trener skoczków narciarskich, to nam nie pozostało nic innego, tylko odkryć w sobie pierwiastek sportowca. Powiem więcej - pokazaliśmy, że chcieć, to móc i sportowym pazurem rozerwaliśmy często panujące przekonanie, że dziennikarz, to słaby fizycznie fajtłapa, umiejący tylko pisać, mówić, lub robić zdjęcia.
Dziennikarz, to czasem też sportowiec, a ten pamiętny sobotni dzień okazał się dla nas zaproszeniem do "Świata Przygody".






Zapraszamy na film:


Trailer filmu:


Wyniki zawodów TUTAJ

Obejrzyj także II Letnie Mistrzostwa TUTAJ

Obejrzyj także I Zimowe Mistrzostwa TUTAJ

Źródło: Informacja własna/Xtraining

Kategorie:


7 komentarzy:

  1. Rewelacja!!!! Uśmiałem się!!! Chętnie bym ponownie wziął udział w zawodach! Dzięki Krwisty za relację!

    OdpowiedzUsuń
  2. Spoko Grzesiu,jutro się znowu spotkamy na skokach to pogadamy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. jakie fajne wspomnienia:) mam banan na twarzy:) też mam nadzieję, że mistrzostwa na stałe będę towarzyszyć LGP w Wiśle:)
    KasiaK

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się uśmiałam jak to czytałam :D Cóż za niezapomniana przygoda. Odkryłeś w sobie nutkę sportowca?:D

    Bardzo ciekawa relacja Krwisty, jak zwykle spisałeś się na medal. Ale nie na srebrny, tylko na złoty ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Musiała być extra zabawa! Serdecznie gratuluję drugiego miejsca. Dzięki za relację.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie źle się uśmiałam :)
    A Pan Prezes się nie wspinał?:)
    Super relacja , filmiki i zdjęcia.
    Gratulacje drugiego miejsca.

    OdpowiedzUsuń
  7. Spoko kochani..zdekoncentrowałem się na strzelaniu z wiatrówki z celownikiem optycznym. Tym z muszką i ze szczerbinką dałem radę...;-) Gdybym tu się poprawił to byłoby...hmm lepiej i tak instruktor cieszył się i powiedział: "Przynajmniej jeden po wojsku". ;-)

    OdpowiedzUsuń

Masz coś do powiedzenia? Napisz w kratce. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy napisanych przez internautów. Niestosowne komentarze będą usuwane. Wysłanie komentarza oznacza akceptację regulaminu komentowania w serwisie WinterSzus.pl. REGULAMIN KOMENTOWANIA