Archiwum strony

Zmiany w skokach narciarskich. Co na to Łukasz Kruczek?

Krwisty | 11.10.12 | 9 komentarze

Podczas konferencji prasowej z udziałem Hannu Lepistoe, obecny był także Łukasz Kruczek trener kadry narodowej w skokach narciarskich. Nie omieszkaliśmy spytać go o kilka wartkich spraw związanych ze zmianami w przepisach dotyczących kombinezonów oraz pomyśle przedłużenia sezonu zimowego. 
Zapraszamy do lektury pierwszej części wywiadu. 

Rozmawiali Alicja Kosman z PZN oraz Robert Osak WinterSzus.pl.


Alicja Kosman (PZN), Robert Osak (Winterszus.pl): Na kongresie w Zurychu znów zmieniono zasady dotyczące kroju kombinezonów. Mają być podobno szersze o 2 cm.

Łukasz Kruczek: Zmiany, które zostały zatwierdzone, zaszły na wniosek trenerów. Gdy na wiosnę wprowadzono „zero tolerancji”, pojawiły się problemy z rozpadającym się materiałem, uciskającym ciało, zbyt mało elastycznym kombinezonem itd. Kombinezon pękał na szwach, sam się rozwarstwiał, zaczynał naciągać i bardzo szybko przestawał przestrzegać regulaminu. To była gonitwa nawet nie kontrolerów i zawodników, tylko tych, którzy te kombinezony przygotowują. Co konkurs zawodnicy przychodzili i na nowo mierzyliśmy kombinezon.

- Przez cały ten okres czasu nie dostaliśmy żadnego nowego materiału, z którego można by uszyć kombinezon w nowym kroju. Żeby wedle przepisów uzyskać obwód ciała równy obwodowi kombinezonów, trzeba było szyć kombinezony mniejsze niż obwód ciała z materiału, który nie jest rozciągliwy. Dlatego też dochodziło do cierpnięcia rąk. Banalne kwestie, ale dość istotne. Trenerzy złożyli więc wniosek, żeby kombinezon był na zero, ale mierzony po jego wewnętrznym obwodzie. Teraz mamy więc praktycznie „zero tolerancji od wewnątrz”, a wcześniej było „zero tolerancji od zewnątrz”. Kombinezon ma teraz opinać ciało, ale go nie uciskać. Jak to będzie działać w praktyce, to już jest interpretacja osób kontrolujących, natomiast z tego co mówili, to ma to wyglądać jak do tej pory – w momencie, kiedy widać, że kombinezon jest luźny, będzie on mierzony. Myślę, że jest to zmiana subtelna, ale niezbędna.

Jakie problemy mogą się pojawić tej zimy w związku z kolejną zmianą?

- Mogą się chyba tylko pojawić problemy z wiatrem i działaniem całego systemu z nim związanego. Zimą większość konkursów jest rozgrywana przy wietrze tylnym, czego praktycznie nie mieliśmy tego lata. Jedyne dwa konkursy przy tylnym wietrze to zawody w Wiśle, gdzie w zasadzie była cisza i kwalifikacje w Klingenthal. Faza testowa za nami, ale tak naprawdę dopiero zimą odczujemy co to naprawdę znaczy dla nowych kombinezonów wiatr z tyłu.

Ale na treningach mieliście pewno do czynienia z tylnym wiatrem?

- Tak, wiele razy. Wiemy co się dzieje, są bardzo skrajne różnice. I to nie kilka, lecz kilkanaście metrów, w zależności od tego, czy wieje z przodu czy z tyłu.

Czy w związku z coraz większą zależnością skoczka od wiatru zajdą jakieś zmiany we współczynniku za wiatr?

- Nie, żadnych. Jest tendencja do utrzymania pewnej losowości w skokach, ponieważ to jest przypisane do tej dyscypliny.

Ostatni konkurs Letniej Grand Prix był skrajnie losowy.

- Zgadza się, był skrajnie losowy, były wielkie dyskusje o sposób puszczania. Latem nie było korytarza, ma być przywrócony dopiero zimą na najważniejsze imprezy. Co innego jest gdy ktoś ma 0,5 m/s z przodu, a ktoś inny 3 m/s z tyłu, a mimo to wszyscy są puszczani. Warunki były skrajne, ale też właśnie takie jest Klingenthal. Ono zawsze było skrajne! To taka skocznia, że gdy wieje południowo-zachodni wiatr, to mamy do czynienia z wiatrem z tyłu, z boku przez próg i z przodu na dole. Tak już jest i trzeba się z tym liczyć w Klingenthal.

Wprowadzono korytarz wietrzny, jednak tylko na najważniejszych konkursach – igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata.

- Dobre choć i to. Trzeba też patrzeć na to z tej perspektywy, że Pucharów Świata jest dwadzieścia kilka. Można mieć raz pecha, ale raz szczęście, wszystko się powinno zbilansować. Myślę, że nie będzie zawodnika, który trzydzieści razy z rzędu będzie miał pecha. Natomiast nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś, powiedzmy starszy zawodnik, przygotowuje się do ostatnich w życiu igrzysk olimpijskich, mamy w konkursie wietrzne warunki i on jedzie w skrajnie złych. To jest nie fair. Odpada przy pierwszej serii mimo tego, że był w super formie. Całe przygotowania stracone.

Teraz bez korytarza jeszcze więcej będzie zależeć od subiektywnej opinii Mirana Tepesa.

- To jest jego subiektywna opinia, ale ja bym nie chciał stać na jego miejscu. Nie ma konkursu, w którym nawet jak by się wszystko zrobiło laboratoryjnie, żeby nie znalazł się jeden-dwóch, którzy wieszaliby na nim psy, że coś źle zrobił. Trudna sytuacja, wiele od niego zależy, ale to już nie pierwszy rok jego pracy i pewno nie ostatni. Dla Tepesa to w ogóle podwójnie trudna rola, bo w zawodach startuje też jego syn. Byłem świadkiem wiele razy jak puszczał swojego syna w złych warunkach. Gdy pozwoli mu skakać w dobrych warunkach, zaraz odzywają się głosy, że faworyzuje syna. Gdy puści go w złych, na pewno syn nie daje mu żyć w domu.


Co z możliwością zmiany długości rozbiegu przez trenera?

- Będzie można obniżyć rozbieg maksymalnie o pięć belek. Do tej pory to było nieuregulowane, natomiast chyba ktoś się w końcu połapał, że w tym systemie była luka. Kiedyś obliczyliśmy, że w Ałmatach można było obniżyć rozbieg na najniższą belkę i przy ustanym skoku by się prowadziło, ponieważ zawodnik dostałby bardzo dużo punktów za skrócony rozbieg.

Będziesz korzystać z tego przywileju?

- To dyskusyjna kwestia. To przerzucenie części odpowiedzialności z jury na trenera. W tej chwili można trzymać w miarę wysoki rozbieg, puścić długie skoki, a jeśli trener jest przekonany, że to będzie dla jego zawodnika niebezpieczne, to może obniżyć belkę. Tak zrobił Alex Pointner w przypadku Thomasa Morgensterna i to całkiem nieźle funkcjonowało, wszystko szło sprawnie. Pytanie co będzie gdy trafimy na skocznię, gdzie nie da się tak szybko zmienić belki - stracimy czas. To ryzyko. Mam dobre warunki, więc obniżam rozbieg, a w tym momencie warunki się zmieniają na złe i co wtedy? Zawodnik dostanie plus-punkty, ale i tak nie ma żadnych szans. To musi być dobrze przemyślane i wymaga dobrej współpracy w sztabie, bo trener widzi tylko część skoczni. Wokół skoczni muszą być umieszczeni inni ludzie ze sztabu i szybko przekazać trenerowi co się dzieje z wiatrem.

A jak to wygląda w praktyce?


- Do tej pory zgłaszaliśmy to delegatowi, natomiast teraz będzie to wyglądało tak: na ekranie dotykowym wyskakuje belka zawodnika i wtedy mam 15 sekund na naciśnięcie przycisku „zmień belkę”. Gdy wcisnę ten przycisk, pojawia się wybór o ile belek chcę zmienić rozbieg. Od razu to samo widzi Miran, naciska „akceptuj” i natychmiast zaczyna się procedura zmiany belki. Decyzji nie można cofnąć.

Walter Hofer powiedział ostatnio, że gdyby pomysł z zawodami na Stadionie Narodowym wypalił, to możliwe jest wydłużenie sezonu zimowego o co najmniej miesiąc. Co o tym sądzisz?

- Siłą rzeczy kiedyś dojdziemy do tego, że Puchar Świata zostanie przedłużony. Są w FIS-ie osoby dążące do połączenia lata i zimy. Musimy popatrzeć na to z tej perspektywy, że duża część konkursów Pucharu Świata jest stała, wiele skoczni jest co rok w kalendarzu i nie mogą z niego wypaść, bo to żelazne punkty sezonu. W kolejce stoją: Soczi, Pyeongchang, Czajkowski, Ałmaty, Erzurum, Neustadt… Gdzie wcisnąć te konkursy? Jeśli chcemy dać im szansę, to albo przedłużamy sezon albo kogoś wyrzucamy. Żeby kogoś wyrzucić, muszą być podstawy mówiące o tym, że tam nie da się przeprowadzać konkursów. Lepiej przedłużyć sezon. Szukamy po krańcach, bo wiadomo, że zima trwa różną ilość dni w zależności od miejsca. W marcu można skakać tylko w określonych miejscach – może Ałmaty, Czajkowski. W drugą stronę? Wtedy zmierzamy właśnie ku połączeniu zimy z latem. Już teraz można organizować Puchar Świata na rozbiegach ceramicznych, więc co stoi na przeszkodzie temu, żeby organizować Puchar Świata we wrześniu?

Zmęczenie skoczków?

- A NBA, piłka nożna, tenis? Grają non stop. Jeśli wszyscy będą skakać non stop, to wszyscy będą równo zmęczeni. Druga kwestia – jeśli konkursów będzie 40, to w czym problem, żeby 10 odpuścić i startować tylko w 30? Można trochę odpuścić, bo wtedy jest większa szansa, żeby się lepiej przygotować i więcej punktów zgromadzić kiedy indziej. Myślę, że do wydłużenia sezonu dojdzie i tak.

A nie będzie potrzeba czasu na przejście z letniego skakania na ceramice na skoki zimowe na lodowych torach?

- Zrobimy płynne przejście. Od dwóch lat mało kto jeździ na coś takiego jak pierwszy śnieg. Przykład z tego roku – w tej chwili kończymy skakać na ceramice. Lód zaczyna się od 17 października. To tylko 6 dni przerwy między sezonem letnim a zimowym. Zimą rozbieg lodowy jest tak samo stosowany na skoczni w Erzurum, Ałmatach, Klingenthal, Oberstdorf ie itp. Zeskok jest igelitowy, ale to już jest różnica mało istotna. Ważny jest rozbieg, to jedyna zmienna. Jeśli za jakiś czas będziemy mieć wszystkie skocznie z lodowym rozbiegiem od 15 października, to możemy realizować Puchar Świata od 15 października – zyskujemy dodatkowy miesiąc.

Drugą część wywiadu, dotyczącą planów naszej kadry, opublikujemy niedługo.

Źródło: Alicja Kosman / PZN, Robert Osak / Winterszus.pl

Kategorie: , ,


9 komentarzy:

  1. MI sie po prostu nie chce już nawet komentować tej paranoi w skokach to co robi Hoffer i FIS to przekracza ludzkie wyobrażenie jakiej nie było w tej dyscyplinie.
    W żadnej dyscyplinie nie ma takich zmian jak w skokach narciarskich i ciągłych zmian i grzebania w przepisach.Już samo zapoczątkowanie wprowadzenia punktów za wiatry tylne lub przednie przeszło ludzkie pojęcie.
    A teraz wygrywa tylko i wyłącznie kombinowanie z matematycznego punktu widzenia wystarczy, że trener każe obniżyć belkę o 3 do 5 stopni i już na starcie taki ma dodatnie punkty, tu odległość nie ma znaczenia już.
    Nasuwa się zatem pytanie po co skoczkowie tak trenują skakanie na skoczni ? przecież nie potrzeba bo i tak nie wygra ten, który poleci najdalej a trenerzy będą mieli fajne pole do popisu.
    Ktoś powie "no przecież każdy tak będzie mógł" owszem każdy ale ja się pytam gdzie sama idea i duch tego sportu się podział?
    Tylko powrót do normalności bez tych durnych pkt za wiatry i belki przywróci tej dyscyplinie wielką ogladalnośc i zainteresowanie jak kiedyś.
    Skoki na Narodowym? Przecież te tysiące ludzi zapłaci za bilet i nie pojmą dlaczego nie wygra ten, co skoczył najdalej czy kibice mają iśc na konkursy po naukę matematyki? czy na skoki.
    Zastanawiam się nad jednym jeszcze kiedy wszyscy trenerzy, związki wreszcie sprzeciwią się temu wszystkiemu i kiedy FIS zajmie się stworzenia kadencyjności na pracę ludzi w FISie i samego Hoffera, Tepesa i kontrolera kombinezonów.
    Ci ludzie siedząc tak długo na swoich stanowiskach wymyślają co raz to większe cuda w tym sporcie.
    Jednym słowem można zgłupieć i jest mi obojętne już to kto wygra a kto przegra zimą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się - zaczyna się jakaś bezsensowna kombinacja, kalkulacja, a nie skoki. Będzie się też liczył dostęp do informacji....
      a co do rodziny Tepesów - dla mnie to nepotyzm czystej wody i niezależnie jak puszcza Tepes - uczciwie wobec syna czy nie jest tu konflikt interesów i w każdej dziedzinie życia takie sytuacje się tępi i likwiduje jeśli zachodzą. A w skokach dzieje się w świetle jupiterów. To potem się dziwią, że trenerzy czy zawodnicy gadają... Tepes może iść np. do PK belki ustawiać.

      Usuń
    2. Podczas Mistrzostw Polski w kombinacji delegatem technicznym był ojciec jednego z zawodników (Tomasza Pochwały) i podczas LGP w kombinacji oceniał skoki syna. Podczas mistrzostw Austrii w kombinacji szefem zawodów był członek rodziny jednego z zawodników (Bernharda Flaschbergera) a podczas PŚ w Trondheim szefem zawodów był Hroar Stjernen (zbieżność nazwisk jak najbardziej nie przypadkowa) a Andreas jak najbardziej startował. Takie rzeczy niestety się zdarzają i ciężko ich uniknąć w dość małym środowisku. Chociaż akurat na stanowisko Tepesa by się nadało kilku innych co nie mają bliskiej rodziny wśród zawodników.

      Usuń
    3. Wszystkie te sytuacje nie powinny mieć miejsca, ale chyba przyznasz, że spośród wszystkich "fuch" stanowisko zapalającego zielone światło w skokach jest najbardziej newralgiczne i powinno być obsadzone tak, by nie było powiązań rodzinnych...

      Usuń
    4. Adam Małysz doskonale wiedział kiedy odejść i zakończyć karierę i jeszcze raz powtórzę dobrze zrobił w ostatnim jego sezonie gdyby nie te durne punkty za wiatr miał by więcej podiów na swym koncie ograbili go i z wygranej w PŚ i z co najmniej kilku podiów.

      Usuń
  2. Szczerze wątpię, że nastąpi jakaś kadencyjność, a w dobie klimatu jaki mamy coś się zmieni. Jedyne sensowne rozwiązanie przychodzi mi na myśl z automatu, magiczne, ciekawe, wyrównujące wszystkim szanse projekty typu...Aavasaksa. Sama nazwa brzmi już jak czary ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko że związki trenerzy i skoczkowie są mocno podzieleni i pewnie gdyby zrobić ankietę to by 30% było przeciw systemowi, 30% byłoby za a jeszcze 30% byłoby bardziej radykalnych niż FIS i postulowało więcej punktów za wiatr. Mnie śledzenie na Live timingu Pucharu Kontynentalnego w ogóle nie kręci, traktuje to jak cyrk, gdzie są dwie serie z tej samej belki i jeden leci 140 a w drugiej serii 115 a drugi leci 120 w pierwszej w drugiej 135 i generalnie oceniając formę zawodników można zgłupieć. Nagle w jeden skok ktoś sobie przypomina jak się skacze a drugi zapomina?

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak świat, światem wiatr odgrywał dużą role w tym sporcie na powietrzu. Próba okiełznania tych warunków jest skazana na większe lub mniejsze niepowodzenie. Dlatego wyeliminowanie tych warunków skutecznie może pomóc. Piękno skoków, góry, wiatr, śnieg i inne romantyczne duperele powinny zejść na drugi plan. Oczywiście skoro chcemy sprawiedliwości w tym sporcie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakby skoki generowały takie zyski jak tenis czy golf to pewnie skoki w hali byśmy mieli od 10 lat. Co do systemu to owszem jest mocno nie doskonały, punkty za wiatr nie oddają całej prawdy, a punkty za rozbieg właściwie nie wiadomo skąd się biorą bo nie znalazłem żadnego wzoru co by pozwolił to ustalić. Z dużym prawdopodobieństwem bym nie wiele z niego zrozumiał ale na pewno są wśród kibiców matematycy co byli w stanie by go potwierdzić lub wyśmiać. Ale takiego nie ma. Same punkty za wiatr dają jakieś wiedzę. Jeden skacze 130 m i ma -10. Drugi 110 i ma +10. Te dwadzieścia punktów zmniejszą w tym przypadku różnicę tylko o połowę i ten co ma gorsze warunki dalej nie ma większych szans z tym co miał lepsze chyba że na super atak w II serii co też jest zaletą, ale przede wszystkim koniec ciemnoty typu: "zawalił", "nie wytrzymał" "stracił formę". Wiemy co się dzieje i wiemy że nie mamy czym się martwić lub popadać w euforię.

    OdpowiedzUsuń

Masz coś do powiedzenia? Napisz w kratce. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy napisanych przez internautów. Niestosowne komentarze będą usuwane. Wysłanie komentarza oznacza akceptację regulaminu komentowania w serwisie WinterSzus.pl. REGULAMIN KOMENTOWANIA