Archiwum strony

Założę się, że nie ma wśród Was, czytelników, osoby, która nie znałaby popularnej reklamy Coca-Coli. O ile ostatnio nie możemy jej ujrzeć w naszych telewizorach, o tyle karuzela Hofera od listopada do marca kręci się rok po roku. Panie i panowie - nadchodzi sezon 2013/2014 Pucharu Świata w skokach narciarskich!

Chciałbym powiedzieć, że inauguracyjne zawody w Klingenthal będą stały na wysokim poziomie, jednak trochę mało symptomów taki stan rzeczy zapowiada. Zaczynamy w tym roku wyjątkowo wcześnie, więc siłą rzeczy skoczkowie przed startem prób na śniegu oddadzą mało. Na początku sezonu swoich umiejętności nie zaprezentują nam dwaj zawodnicy z czołowej dziesiątki zeszłego sezonu - Anders Jacobsen (walczy, żeby zdążyć ze zdrowiem do Soczi, lecz sądząc po ostatnich wiadomościach, wyrobi się) oraz Richard Freitag (po pęknięciu kości śródstopia w październiku pauzuje do Turnieju Czterech Skoczni). Do tego, patrząc na kalendarz trudno przypuszczać, by jakaś ekipa szykowała formę na grudzień, mimo że przed TCS-em zaplanowano aż jedenaście konkursów. Z tych faktów można jednak dojść do innej bardziej optymistycznej konkluzji - będzie ciekawie!

Takie sytuacje powodują zazwyczaj, że wyniki inauguracyjnych zawodów prezentują się dosyć zaskakująco. Przy trochę uboższej ilości skoczków z zeszłorocznej czołówki i małym obyciu zawodników ze śniegiem, często pojawia się jakaś niespodzianka. Z tego powodu pragnąłbym do Was wystosować taki mały apel - nie przywiązujcie się zbytnio do tych wyników z Klingenthal, bo już poprzedni sezon pokazał, że szyk w klasyfikacji potrafi się parę razy przetasować nawet przed Turniejem Czterech Skoczni.

Dodatkowo, od dawna nie mieliśmy takiego sezonu, przed którym do rozwiązania pozostawało wiele niewiadomych. Pomijając fakt, że mamy Igrzyska, Mistrzostwa Świata w Lotach, TCS, to już same wiadomości z okresu ogórkowego oraz letnia rywalizacja dały nam wiele do myślenia.

1. Jak zaprezentują się "rycerze lata"?
To pytanie pojawia się z kolei co roku. Chyba pierwszy raz zdarzyło się jednak, by ktoś, kto nie zdobył w sezonie poprzedzającym LGP punktów, był tak wysoko, jak Jernej Damjan. Tylko spory pech w Klingenthal odebrał mu triumf w całym letnim cyklu i musiał zadowolić się "jedynie" drugą lokatą w generalce. Czy ten zawodnik może jednak liczyć na tak dobry start zimą? Szczerze mówiąc, niezbyt lubię prorokować (wychodzi mi to dosyć słabo), ale obawiam się, że Damjan nie powtórzy swoich sukcesów z lata. Myślę, że zakończy on sezon w okolicach trzeciej dziesiątki klasyfikacji Pucharu Świata. Byłby to dla niego i tak najlepszy występ od kilku lat.

Co innego, jeśli chodzi o Andreasa Wellingera. Jego tegoroczne podrygi z lata przypominają to, co prezentował Martin Schmitt w letnim sezonie 1998. Startując w pięciu konkursach, młody Niemiec w świetnym stylu triumfował w całym tegorocznym Letnim Grand Prix. Sądzę, że to jest dla niego dobry moment, by wejść do dziesiątki Pucharu Świata.



W lecie dobrze prezentował się Jakub Janda. Jak widać, w swoim ponoć ostatnim sezonie Czech chce przypomnieć kibicom o swoich dokonaniach z lat 2004-2006. Zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni w ominął większość konkursów LGP, ale jak już się pojawił, to wygrał swoje pierwsze od siedmiu lat zawody najwyższej rangi w Niżnym Tagile. Miło by było, gdyby taka postać z przytupem odstawiła narty na kołek.

Do tego grona możemy zaliczyć również dwóch Polaków - Krzysztofa Bieguna oraz Jana Ziobro. O ile ten pierwszy ma jeszcze trochę czasu, by wejść w grono najlepszych, to dla drugiego z nich nastał chyba najlepszy moment na chociażby regularne punktowanie w PŚ. Mam nadzieję, że obaj mocno obalą mit Polaka-letnika.

2. Co z Finami/Ahonenem?
Na usta ciśnie się jedno zdanie: Gorzej być nie może. Fińskie skoki stoczyły się tak bardzo, że już muszą odbić się od dna. Sposobność ku temu jest niezła - do skakania wrócił Janne Ahonen, a przerwę od kontuzji zrobił sobie Janne Happonen. Legendarny "Maska" jak na siebie lato miał wręcz znakomite - udało mu się nawet je zakończyć miejscem na podium w Klingenthal. Ponoć motywację do skakania ma największą od bardzo dawna. Już teraz pod względem marketingowym dał skokom w swoim kraju dużo, a na skoczni z pewnością broni nie złoży.

Z kolei Happonen, najbardziej pokrzywdzony przez los zawodnik w całej stawce, Letnie Grand Prix odpuścił sobie niemal całkowicie (startował tylko w Klingenthal i świata tam nie zawojował). Gdy pojawił się jednak w krajówkach, to zawsze znajdował się w czołówce, a zazwyczaj wygrywał. Na początek zimowego skakania w Rovaniemi również okazał się najlepszy, zatem można się spodziewać, że pociągnie w tym sezonie fińskie skoki. Warto wspomnieć o powrocie Harriego Olliego - niesforny skoczek próbuje się znowu przebić, jednak na razie wychodzi mu to średnio. Może dostanie powołanie na Kuusamo, a tam, cóż.... w jego przypadku spodziewajmy się wszystkiego.






3. Czy Austriacy dalej będą dominować?
Mimo zdobycia Mistrzostwa Świata w Val di Fiemme, w poprzednim sezonie austriackie skoki straciły na swojej potędze. Reprezentacja Austrii pierwszy raz od 2004 roku nie wygrała przecież Pucharu Narodów, ustępując Norwegom o 5 punktów. Czy ten regres zostanie podtrzymany, czy austriaccy dominatorzy znów będą dzielić i rządzić? Z jednej strony w przeciwieństwie do Norwegów i Niemców, Schlierenzauer oraz spółka nie mają większych absencji spowodowanych kontuzjami, jednak z drugiej przygotowania do sezonu Morgensterna zostały trochę zaburzone przez jego problemy zdrowotne. A następców tej złotej generacji trochę brak...

Można by jeszcze kilka niewiadomych wymyślić, jednak wiązałyby się one trochę z tak zwanym "pompowaniem balonika". Z racji tego, że mamy tego w naszych mediach wystarczająco dużo, pozwólcie, że sobie odpuszczę. Jak to mówią panowie Twarowski oraz Nahorny z Canal + - siadamy w fotelach, zapinamy pasy i startujemy!

_______________________________________________________________________________

Pod jednym z artykułów wywiązała się dyskusja na temat najlepszych drużyn wszechczasów. Przyznam, że ta kwestia dosyć mnie zaciekawiła, więc wtrącę do wszystkiego swoje trzy grosze. Oto i mój ranking:

5. Ahonen, Soininen, Laitnen, Nikkola (1995-1997)
Wbrew pozorom, ta drużyna we wspomnianym okresie nie składała się z czterech "bestii" (no, poza sezonem 1995/1996). Udało im się jednak dokonać coś, czego nie powtórzyli nawet Austriacy - nie zmieniając składu, obronili oni drużynowe Mistrzostwo Świata. Ta czwórka okazała się najlepsza zarówno w Thunder Bay, jak i w Trondheim. Pokazali, że równa i zgrana drużyna w skokach też się liczy. Za to otrzymali miejsce w tym zestawieniu.

4. Romoeren, Ljoekelsoey, Pettersen, Ingebrigtsen (2003/2004)
W dwa lata z niczego Mika Kojonkowski stworzył drużynę, na którą nie było mocnych. Swoją dominację potwierdzili, wygrywając Puchar Narodów i wygrywając pierwsze w historii drużynowe Mistrzostwa Świata w Lotach po pasjonującym boju z Finami. Później Norwegowie prezentowali się już tylko gorzej i nie byli w stanie nawiązać walki z Austrią.

3. Hannawald, Thoma, Schmitt, Duffner (1998/1999)
Chyba najmocniejsza w historii ekipa Niemiec prowadzona przez Reinharda Hessa - złoty i srebrny medalista MŚ, a do tego dwaj doświadczeni oraz solidni zawodnicy. Mimo dwóch upadków, podczas Mistrzostw Świata na skoczni w Bischofshofen udało im się o 1,9 punktu wydrzeć Japończykom złoty medal. Patrząc na to, jaką pakę mieli wtedy reprezentanci Kraju Kwitnącej Wiśni (Harada, Kasai, Miyahira i Funaki) można powiedzieć, że dokonali wręcz niemożliwego, kopiując w pewnym stopniu wyczyn z Lillehammer. Długo będziemy jeszcze czekać na drugi tak pasjonujący konkurs drużynowy.

2. Okabe, Saitoh, Harada, Kasai (1997/1998)
Kolejność ekipy drugiej i trzeciej według uznania można spokojnie zamienić. Ja postanowiłem umieścić Japończyków przed Niemcami z uwagi na ich długoletni potencjał. Potencjał, którego nie potwierdzili jednak wynikami. W swoim złotym okresie reprezentanci Kraju Kwitnącej Wiśni zdobyli tylko złoty medal na Igrzyskach, na swojej ziemi w Nagano. W tym loteryjnym konkursie mimo problemów Harady odrodzili się niczym feniks z popiołów i w końcu triumfowali. W innych przypadkach albo ktoś zawalał im skok, albo po prostu w danym dniu brakowało formy. Japończycy z lat '90 to jedna z najlepszych, ale też najbardziej niespełniona ekipa w historii tej dyscypliny.

1. Loitzl, Kofler, Morgenstern, Schlierenzauer (2009/2010)
Można tych panów nie lubić, ale sportowych umiejętności nie odbierze im nikt. Z wszystkich drużyn z okresu austriackiej dominacji ta chyba była najlepsza. Solidny Loitzl, triumfator Turnieju Czterech Skoczni - Andreas Kofler oraz dwaj wielcy - Morgenstern i Schlierenzauer - chyba tylko jakaś czwórka legend mogłaby się z tym równać. O ich triumfach trudno coś powiedzieć, bo właściwie oddając swoje normalne skoki wyprzedzali wszystkie drużyny o lata świetlne. Z tego powodu, wielu kibiców wyczekuje na koniec dominacji Austriaków - zrobiło się to po prostu nudne.


Źródło: Informacja własna