Archiwum strony

Czekał 45 minut na ratunek

Aga Pająk | 4.12.14 | 3 komentarze

Dramatyczne zdarzenie miało miejsce 19 listopada na skoczni w fińskim Kuusamo. Młody kombinator norweski miał wypadek, gdyż na progu skoczni leżała... zapomniana belka. Konsekwencje tego zdarzenia są duże.


Austriacki 19-latek, Marco Beikircher, może mówić o szczęściu w nieszczęściu. To wydarzenie mogło zakończyć się dla niego dużo gorzej. Podczas treningu na skoczni w Kuusamo zawodnik jechał w gęstej mgle, przy sztucznym świetle. Dziesięć metrów przed progiem skoczni zauważył belkę o szerokości 10 centymetrów. Przy prędkości 90 km/h, Austriak usiadł z powrotem, zapobiegawczo zakrył twarz rękami, zanim upadł.

Beikircher stracił przytomność na krótki czas, poleciawszy w powietrzu 20 metrów. Podczas tego upadku Austriak złamał nie tylko kręgi szyjne, ale także zerwał więzadła w kciuku, rozciął sobie głowę, obił sobie dwa palce oraz złamał nos.

Nie był to jednak koniec dramatu młodego kombinatora norweskiego. Fizjoterapeuta drużyny natychmiast po upadku wezwał służby medyczne, które zabrały zawodnika 45 minut później do szpitala. Po przetransportowaniu tam, okazało się, że nie ma pracownika, który mógłby wykonać badanie rentgenowskie poszkodowanego.
Dwa dni później wrócił on do Salzburga. Kolejne dwa dni musiał on czekać na badania w szpitalu w Schwarzach. Podczas tomografii komputerowej okazało się, że ma złamane kręgi szyjne. Przez następne sześć tygodni będzie musiał on nosić kołnierz ortopedyczny. O sporcie na chwilę obecną może zapomnieć.

Austriacka Federacja Narciarska jest zmuszona do zminimalizowania szkód tego wypadku. Nikt nie ma wątpliwości, że trener dał znak zawodnikowi do startu. Ten widział belkę na rozbiegu, jako cień czegoś, a nie istniejącą rzecz.

Ernst Vettori, dyrektor sportowy od kombinacji norweskiej, mówił o "nietypowych warunkach oraz okolicznościach", które były powodem wypadku. Dodaje też, że taka sytuacja nie może się nigdy powtórzyć.
Trener Günter Chromecek nie wie, jak to się stało, że belka znalazła się na rozbiegu skoczni. Będzie on w stanie zrozumieć, jeśli rodzina Beikirchera podejmie kroki prawne w tej sprawie. Z drugiej strony, Marco chce kontynuować swoją karierę, a spór z federacją, na pewno sprzyjać temu nie będzie.

źródło: salzburg.com

Kategorie: , , , , , , , ,


3 komentarze:

  1. Myslalam , że tylko u nas tak długo czeka się na pomoc medyczną.
    Dziwna spawa z tą belką możliwe, że ktoś ją tam położył celowo? tak dla "jaj" ?
    To mogło skończyć się tragedią jeszcze gorszą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dosłownie zbieg wszystkiego co nie powinno się zdarzyć na skoczni.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szczęka mi opadła po przeczytaniu. To jak jakieś science fiction i horror w jednym. Biedny chłopak. Ktoś "zapomniał" o belce na progu skoczni? Ciekawe, kto i co tam z nią robił w pierwszej kolejności (by móc potem o niej zapomnieć). I nikt tego nie zauważył. Do tego poszkodowany musiał czekać dwa dni na powrót do Austrii, żeby stwierdzono, że ma z złamane kręgi szyjne? Przez dwie doby, przy niesprzyjających okolicznościach, mogło dojść do tragedii. To rzeczywiście jest zbieg wszystkiego. I szczyt wszystkiego.

    OdpowiedzUsuń

Masz coś do powiedzenia? Napisz w kratce. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy napisanych przez internautów. Niestosowne komentarze będą usuwane. Wysłanie komentarza oznacza akceptację regulaminu komentowania w serwisie WinterSzus.pl. REGULAMIN KOMENTOWANIA