Kocimiętka [Felieton]
Nie lubię popadać w przedwczesną euforię. Nie lubię także wróżyć komuś sukcesów na podstawie kilku startów. Jednak jestem też normalnym kibicem, stąd po niedzielnym konkursie dobry nastrój udzielił się mi tak samo jak niemal każdemu sympatykowi skoków narciarskich w Polsce. Oglądając konkurs w Klingenthal, widziałem przed oczyma Adama Małysza. Wprawdzie Adam trochę się opalił, wąsik był dużo mniejszy no i podczas transmisji realizator nazwał go Maciejem Kotem, ale dynamit na progu i dominacja pozostały te same.
Rok temu w analogicznym okresie chętnie pompowałem balon oczekiwań. Po dobrym lecie liczyłem na duże grono naszych zawodników w czołówce. Będąc na Dniu Medialnym PZN, widziałem u zawodników pewność, że zimą odfruniemy reszcie stawki. Chociaż może po prostu mój umysł chciał to zobaczyć... Wspominając ten okres z dzisiejszej perspektywy, wiem że straciliśmy wtedy rozsądek, daliśmy się ponieść słowom prezesa Tajnera, który ochoczo oznajmiał że mamy na tę chwilę ośmiu zawodnikach w czołowej dwudziestce skoczków świata. Finałowy konkurs tamtego lata w Hinzenbach przecież nie był jakiś niesamowity, nasza kadra skakała tylko solidnie. Z nikim się potem nie porównywaliśmy, mogliśmy ufać tylko swoim obserwacjom. A teraz zestawmy to z obecnym latem:
Przewaga dzisiejszego zwycięzcy, Polaka, nad drugim zawodnikiem (też Polak - cóż za niespodzianka) wyniosła 28.8 pkt. A przecież poza Noriakim Kasaim nie zabrakło nikogo ze światowej czołówki. To dalej tylko LGP, to dalej nie jest zima, ale mamy październik, ledwie 8 tygodni do sezonu zimowego. W przeszłości, mając dobre lato, w ostatnich konkursach traciliśmy impet. Jakby skoczkowie chcieli nas powoli przygotować do zimowej katastrofy. Tego lata nasza kadra daje nam mimowolnie do zrozumienia że się dopiero rozpędza, że najprzyjemniejsze emocje są dopiero przed nami.
Nasuwa się pytanie, czy rzeczywiście powinniśmy liczyć, że Maciej Kot stanie się drugim liderem kadry obok Kamila Stocha? Przecież to wspaniała sprawa mieć dwóch liderów - kiedy jednemu coś nie wyjdzie, to drugi atakuje i ostatecznie dalej wychodzi na nasze. Jak pamiętacie raz już tak było - sezon 2010/2011 to magia nie tylko ze względu na koniec kariery Adama Małysza. Ten jedyny raz siadaliśmy przed ekranami czekając na potencjalne tryumfy dwóch zawodników.
Aby odpowiedzieć na to pytanie zrobiłem małe zestawienie. Zebrałem wszystkie podia z finałowych konkursów cyklu LGP w ostatnich 10 latach, a następnie sprawdziłem, jak radzili sobie Ci zawodnicy zimą.
Nasuwa się pytanie, czy rzeczywiście powinniśmy liczyć, że Maciej Kot stanie się drugim liderem kadry obok Kamila Stocha? Przecież to wspaniała sprawa mieć dwóch liderów - kiedy jednemu coś nie wyjdzie, to drugi atakuje i ostatecznie dalej wychodzi na nasze. Jak pamiętacie raz już tak było - sezon 2010/2011 to magia nie tylko ze względu na koniec kariery Adama Małysza. Ten jedyny raz siadaliśmy przed ekranami czekając na potencjalne tryumfy dwóch zawodników.
Aby odpowiedzieć na to pytanie zrobiłem małe zestawienie. Zebrałem wszystkie podia z finałowych konkursów cyklu LGP w ostatnich 10 latach, a następnie sprawdziłem, jak radzili sobie Ci zawodnicy zimą.
Jak na dłoni widać, że dobre zakończenie LGP nie gwarantuje dobrego wyniku kolejnej zimy. Jednak rzadko zdarzało się, żeby na podium stawali przypadkowi zawodnicy. W dokładnie 2 na 3 przypadkach podium w finale LGP oznaczało TOP 10 klasyfikacji generalnej PŚ w kolejnym sezonie. Jeśli weźmiemy pod uwagę, że w tym roku mieliśmy dwóch reprezentantów na "pudle", nie będziemy patrzeć w metryczki zawodników i posłużymy się tylko rachunkiem prawdopodobieństwa - mamy dokładnie 44% szans na to, że Maciej Kot i Kamil Stoch jednocześnie znajdą się pośród dziesięciu najlepszych skoczków Pucharu Świata na koniec sezonu. A taka sytuacja miała miejsce dla nas tylko raz w historii Pucharu Świata. Brzmi nieźle, prawda?
Żeby dołożyć jednak choć trochę lodu na rozgrzane głowy - to wciąż tylko październik. Do początku sezonu obudzą się Norwegowie, Freund po kontuzji wejdzie na wyższe obroty, Kraft i Hayboeck ustabilizują formę, a Prevc będzie znowu przeskakiwał każde warunki. Te 28.8 pkt przewagi bez wątpienia rozmieni się w ciągu tych 8 tygodni w drobny pył. Czy ktoś jednak może powiedzieć ze stuprocentowym przekonaniem, że Maciej Kot właśnie dotknął sufitu swoich możliwości?
Przecież wiadomo, że jedynie "The sky's the limit".
Przecież wiadomo, że jedynie "The sky's the limit".
Kategorie:
0 komentarze