Przeskoczyć złe warunki
28 listopada 2010, 20:18
Przeskoczyć złe warunki, to sztuka nie opanowana jeszcze przez Polaków – tymi mniej więcej słowami kwitował słaby występ naszej drużyny Włodzimierz Szaranowicz.
Myślę, że nie pomylił się w tym stwierdzeniu nasz kontrowersyjny komentator, potwierdzili to bowiem polscy skoczkowie w konkursie drużynowym, a potem indywidualnym.
Już właśnie w zmaganiach drużynowych apetyty po udanym lecie nieco osłabły, polscy kibice dostali zgagi, czkawki i nieżytu żołądka, a wielki apetyt musieli jedynie zaspokoić dobrymi skokami Adama.
Marcin Bachleda koleiny raz udowodnił (125 i 119m), że nie radzi sobie w PŚ i jest najlepszy do skakania latem lub w PK. Dobry rzemieślnik ciułający nam punkty i wyskakujący nam limity. Rzemieślnik, który niestety przy całym swym uroku osobistym, nie dysponuje odpowiednim warsztatem i orężem mogącym skutecznie pacyfikować zapędy dobrych zagranicznych zawodników z PŚ.
Zdejmowano go z belki, przymarzł trochę, rozbieg obniżono i następnie taki zamarznięty „Diabeł” skoczył sobie, a dodatkowo jeszcze po tyłku dostał wiatrem - czym spowodował spadek polskiej ekipy na 6 miejsce po drugiej kolejce.
Kamil wcześniej w pierwszej kolejce wypracował nam 3 miejsce skokiem na 122,5 metra.
W sumie słabo, ale po nim obcy zawodnicy skoczyli gorzej, a Diabeł to 3 miejsce w swoim pierwszym skoku piekielnie spartolił ;-)
Krzysiu Miętus dołożył ładnie, bo 134 m ale i tak Polska spadła niczym ciśnienie umierającego. Zlecieliśmy na 7 pozycję.
Jak wyżej pisałem sytuację w pierwszej serii ratował Małysz (do czego nas przyzwyczaił i za to go kochamy) i dzięki jego postawie i 140 metrom wywindował nasz letni „Dream Team” na dobre, choć niesatysfakcjonujące i wytarte jak portki dekarza 5 miejsce, ze stratą do austriackich cyborgów wynoszącą 89,3 punktów.
Druga seria drużynówki to „przebłysk” Stocha - 126 metrów, „super show” Bachledy – 119 m i spadek drużyny o jedno oczko na 6 miejsce.
Miętus wyraźnie dał ciała – 110,5 m, choć bardzo go lubię, to za ten skok kazałbym mu klęczeć pod skocznią na grochu, a jeszcze lepiej na twardych „miętusach” ;-)
Sytuację jak mógł ratował niezastąpiony Małysz 132,5 metra przy panicznie słabym skoku jaki oddał Robert Kranjec 85 m - wróciliśmy z powrotem na tylko przyzwoite 5 miejsce.
Warto podkreślić, że w nieoficjalnych wynikach indywidualnych Adam zajął 10 lokatę, a reszta naszych zmówiła się i zawarła pakt z diabłem, który zawierał klauzulę, że muszą zająć kolejne miejsca obok siebie (20,21,22). Ja tu tak trochę piekielnie piszę, ale w piekle przecież gorąco, a tam na odwrót był mróz, aż się nawet nart zapinać nie dało, to w sumie też piekło tylko lodowe.
Trener Łukasz Kruczek podsumował wyniki drużyny jako zadowalające acz spodziewał się więcej od swoich podopiecznych.
Narzekał i słusznie na niedopracowane przeliczniki, mróz, loterię wiatrową, zły los i brak szczęścia, on narzekał, a Austriacy robili swoje i jak zwykle triumfowali niezrażeni niczym.
Czy Łukasz po wczorajszym miał rację? Czy narzekania trenera były zasłoną dymną, osłaniającą widok na stan faktyczny formy chłopaków? Przekonamy się w drugiej części felietonu. Bowiem po pierwszej kibice byli lekko rozczarowani, a ich letnie apetyty zamieniły się na lekkie nudności.
Konkurs indywidualny jaki miał miejsce dzisiaj dał do myślenia trenerowi naszej kadry. Na pewno musi on zweryfikować pewne aspekty oraz zachowywać dużo spokoju.
Kwalifikacje obnażyły niedociągnięcia naszych sportowców. Z historycznej kwoty 7 zawodników, zaaplikowali sobie histeryczną grupę 4 skoczków w konkursie.
Klemens Murańka, Krzysztof Miętus i Dawid Kubacki nie dali rady skoczni w Kuusamo, a Marcin Bachleda fuksem przedostał się do konkursu. Piszę, że fuksem, bo największy oszołom PŚ czyli Harri Olli skoczył na bulę, a na dokładkę pokazał szanownemu jury środkowy palec. Wyleciał za to z kadry fińskiej i pewnie wróci do kielicha. Oby nie. ;-)
Nam było to na rękę, ponieważ zamiast 3 mieliśmy 4 ludzi w konkursie głównym.
Dyskwalifikacji nie uniknął również inny Fin Janek Ahonen. Jasiu pomylił sobie światła i ruszył na czerwonym. Prawdopodobnie „techniczni” coś schrzanili z synchronizacją świateł, lecz odwoływać się od decyzji jury Jasiu mógł już tylko do samego Lucyfera ;-)
Nasz wiślanin oddał jeszcze skok notabene najdłuższy w kwalifikacji 138,5m , a reszcie najlepszych już przerwano start, bo warunki stały się nie do zniesienia.
Konkurs główny okazał się dla nas pechowy. Oprócz Orła z Wisły żaden Polak nie punktował!
Przyjrzyjmy się dokładniej:
Stefek w pierwszej serii i jedynej skoczył 120 metrów. Warunki miał dobre bezwietrzne lecz skok jaki oddał był nieco pasywny.
Marcin zaniżył poziom do 115 metrów, a po tej równi pochyłej stoczył się też Kamil zaliczając 122 metry. Miły nowożeniec miał słabą prędkość na rozbiegu 88,6 km/h i minus 4,6 pkt za wiatr. Dodam, że inni zawodnicy z niższej belki za którą mieli dodane 8,3 pkt mieli prędkości powyżej 89 km/h tak jak Daiki Ito 89,0 km/h, Loitzl 89,4 km/h i plus 2,5 pkt za wiatr.
Adaś skoczył poprawnie 133, 5 metra dało mu to 8 miejsce po pierwszej serii. Dostał 8,3 pkt za belkę, prędkość miał 88,9 km/h i 2,2 pkt za wiatr. Razem z belką dawało mu to 10,5 pkt bonifikaty. Przyglądając się jego skokowi można było zobaczyć, że przy lądowaniu narta lewa lekko mu krawędziowała. Bardzo mu też kolana w torach pracują na boki. Czy to celowe, nie wiem? Był na miejscu 12 po pierwszym starciu.
Andreas Kofler zniszczył wszystkich strzelając 145,5 m zaliczając na plus 9,9 pkt bonifikaty.
Druga odsłona w wykonaniu Adama była przyzwoita, choć mistrz cały czas skakał z lekką obawą o staw kolanowy. Zaliczył 130 metrów przy prędkości najazdowej 88,5 km/h dostając za ciąg tylnego wiatru w środkowej strefie lotu plus 2,3 pkt.
Przesunął się tym skokiem na pozycję 9 i na niej pozostał. Cieszy to, bo nie będzie się musiał kwalifikować tak jak Gregor, któremu drugi skok ewidentnie nie wyszedł.
Zawody wygrał jego rodak Kofler, drugi był Morgenstern, a trzeci Ammann.
Niestety Kamil uplasował się na 34, Stefan 38, a Marcin 40 miejscu. Tak jak pisałem nie zdobyli oni żadnych punktów w klasyfikacji generalnej i to zabolało Polaków niezmiernie.
Czy warto panikować po występie naszych orłów? Bać się o ich dalsze losy, prorokować najgorsze, narzekać i wieszać trenera?
Myślę, że nie warto. To początek sezonu. Dajmy spokojnie naszej ekipie się rozkręcić. Adamowi zaś dajmy wyzdrowieć do końca.
Wiadomo, te nasze apetyty przerodziły się po tym weekendzie w torsje ale cóż nic na to nie poradzimy.
Rafał Kot w studio mówi, że co do tych bardziej doświadczonych zawodników musimy mieć większe wymagania. Nazwano to przed kamerami ich porażką. Porażką Stocha, Huli, Bachledy.
Sam Adam mówi że Kuusamo ma swoje „uroki” i nie wybacza błędów.
Łukasz Kruczek „śpiewa” w podobnym tonie.
Włodzimierz Szaranowicz klepie swoje frazesy i powtarza się często. Najbardziej rozbraja mnie jak gada o Andreasie Kuttelu prawdę, że skoczek ten jest taki mądry, bystry, ma pasję i wielką inteligencję. Szkoda, że pan Włodek powtarza to kilka razy w ciągu weekendu. Tak samo jak to, że gdy ktoś skoczy na bulę to przeciąża kręgosłup i czuje całe ciało, co też powtarza po każdym zaliczeniu wypukłego wzgórka skoczni ;-)
Może to tematy zastępcze komentatora i zasłona dymna, nie wiem? W jednym miał rację.
Andreasa jako przedstawiciela skoczków nikt w FIS o zdanie nie pyta. Nikt z nim niczego nie konsultuje. Oznajmiają mu tylko swoje postanowienia i na tym się kończy. Hofer wie jak tworzyć „grupę trzymająca władzę”
Po drugiej stronie barykady mamy kibiców.
Jak reagują co bardziej nerwowi z nich?
Specyficznie dla siebie tekstami typu: „ Przyszła zima, szału ni ma” lub „ Forma przyszła w lecie”.
Jak reaguję ja? Otóż kiedyś byłem w tych sprawach większym marudą i furiatem. Od jakiegoś czasu wybaczam naszym wiele. Może dlatego, że z bliska poznając ich treningi, ich samych wiem, że skoki to magia i nieodgadniona dyscyplina. Nie ma jednego sprawdzonego patentu na formę. Są wieczne poszukiwania i wyścig zbrojeń.
Może się starzeję, ale spokojnie podchodzę do tematu porażki naszych pupili, choć niedosyt mam spory, a głód na oglądanie wygranych jeszcze większy.
Szczęście do tej skoczni i warunki o których wspominają zawodnicy i trener są niejako wymówką.
Prawdziwą nie powiem, ale jednak warunki można też pokonać, co pokazały inne ekipy.
Powiem więcej, tak jak brzmi w tytule. Czy naszym uda się przeskoczyć złe warunki? Czy nauczą się tego? Czy nauczą się skakać z niskich belek w złych warunkach pogodowych?
Okaże się to w ciągu tego sezonu. Oby tak się stało czego nam i im życzę i czekam na Kuopio.
Na pocieszenie pozostaje mi klasa Adama i ostatnie występy Justyny Kowalczyk.
Kategorie:
0 komentarze