Andrzej Wąsowicz - nie przedłużono ze mną kontraktu
10 stycznia 2011, 22:17
Andrzej Wąsowicz, pełniący w Polskim Związku Narciarskim funkcję wiceprezesa do spraw organizacyjnych i finansowych, od 2008 roku zarządzał skocznią im. Adama Małysza w Wiśle. W grudniu nieoczekiwanie przestał pełnić funkcję dyrektora obiektu. O okolicznościach nieprzedłużenia umowy z Andrzejem Wąsowiczem rozmawiał Robert Osak.
Skokinarciarskie.pl: Funkcję dyrektora Wisły Malinki pełnił Pan od 2008 roku?
Andrzej Wąsowicz: Tak, od momentu oddania skoczni do użytku. Odbywały się wtedy Mistrzostwa Polski, a ja zostałem menedżerem skoczni, którym byłem do końca ubiegłego roku.
Kontrakt oficjalnie nie został Panu przedłużony?
Tak, dyrektor Centralnego Ośrodka Sportu w Szczyrku Grzegorz Kotowicz wysłał mnie od 17 grudnia na zaległy urlop wypoczynkowy, a następnie przekazał informację, że nie przedłuży ze mną kontraktu.
Czy chodziło też o to, że przed niedawnymi treningami Adama Małysza skocznia nie była dobrze przygotowana?
To jest złożony problem. Skocznia do dnia dzisiejszego nie nadaje się do użytku. Uważam, że dyrekcja COS (nie będę mówił personalnie), nie zrobiła nic - mimo że wielokrotnie informowałem, że wyciąg wymaga systematycznych przeglądów i doinwestowania. 30 listopada ubiegłego roku minął termin odbioru obiektu przez nadzór techniczny. Kolej linowa niestety nie uzyskała takiego odbioru. De facto skocznia bez wyciągu nie nadaje się do użytku. Dlatego ja nie czuję się odpowiedzialny za to, że skocznia nie była przygotowana. Nie wyobrażam sobie, by Adam Małysz trenował, chodząc pieszo wzdłuż zeskoku skoczni. Nawet dwukrotne pokonanie przez zawodnika ponad 500 schodków bardzo męczy.
Ostatnio skocznię wizytował prezydent RP Bronisław Komorowski, odbył się pokazowy trening. Czy zwrócił uwagę na niedziałający wyciąg?
Siedziałem obok prezydenta, ale nie słyszałem, by się o to pytał. Skoczkowie z Wisły skakali pod nadzorem trenera Jana Szturca. Jakoś to [problem z wyciągiem] skrzętnie i ładnie ukryto. Skakało dziewięciu zawodników. Wszyscy wyszli odpowiednio wcześniej, trochę odpoczęli, oddali po jednym skoku i więcej nie szli do góry.
Co uważa Pan za swoje największe osiągnięcia jako dyrektora skoczni? Co ludzie zapamiętają z tego okresu?
Udostępniłem ten obiekt szerokiej rzeszy turystów przyjeżdżających w Beskidy na wczasy.
Udało mi się uruchomić wyciąg, by zwiedzający mogli podziwiać obiekt z tarasu znajdującego się na wieży najazdowej i poczuli się trochę jak skoczek.
Otworzyliśmy handel i kawiarenkę u góry. Dzięki temu w zasadniczy sposób udało się zmniejszyć koszty utrzymania, aczkolwiek ten obiekt i tak jest z założenia deficytowy.
Wyraźnie będę powtarzał, że moją zasługą jest, że odbywały się u nas najważniejsze zawody. Trzykrotnie mistrzostwa Polski, tyle samo razy Puchar Kontynentalny i wreszcie Letnia Grad Prix. Dzięki temu 17 lipca 2011 roku mamy w Wiśle kolejne zawody tego cyklu. Mogę też zdradzić, że w 2012 roku przed Zakopanem w Wiśle odbędzie się jeden konkurs zimowego Pucharu Świata w skokach narciarskich.
Dodam, że na naszym obiekcie trenowały wszystkie najlepsze ekipy startujące obecnie w PŚ.
Czy jako dyrektor obiektu miał Pan plany na przyszłość, których już Pan nie zrealizuje?
Planowałem udostępnić skocznię wszystkim ekipom, bez względu, na porę dnia i dzień tygodnia (z sobotą i niedzielą włącznie). Zawsze mówiłem, że skocznia jest najważniejsza dla zawodników. Może zbyt mało skutecznie naciskałem na firmy, które wykonywały tę inwestycję, ponieważ pojawiło się bardzo wiele usterek. Usterki te w trybie gwarancyjnym powinny być usuwane. Marzyło mi się, żebym miał większą swobodę działania. Chciałem nie tylko zawozić do Szczyrku zarobione pieniądze, ale też móc je inwestować w obiekt. Jednak największym moim marzeniem było wybudowanie trybuny na ok. 2-2,5 tysiąca miejsc po lewej stronie (patrząc od dołu), aby nie trzeba było dostawiać bardzo kosztownych trybun tymczasowych, jak to miało miejsce w czasie ubiegłorocznej Grand Prix - jej wynajęcie kosztowało nas aż 67 tys. złotych.
Czy wie Pan, kto zostanie nowym dyrektorem skoczni w Wiśle Malince?
Nie mam zielonego pojęcia. Trochę się zniechęciłem do tego wszystkiego, już mnie tam nawet zbytnio nie ciągnie. Mimo wszystko muszę tam dalej przyjeżdżać i patrzę z żalem, że obiekt jest „smutny”. Najbardziej boli mnie fakt, że w ubiegłym roku zarobiliśmy w okresie świąteczno-noworocznym całkiem niezłe pieniądze, a teraz ludzie przyjeżdżają i narzekają, że skocznia jest nieczynna, że nie można wjechać na górę wyciągiem oraz że nie odbywają się żadne treningi. Nie wiem jaka jest dalsza perspektywa naprawy wyciągu, ale niedługo będą ferie - będzie to potężna strata finansowa dla firmy.
Czy teraz oprócz stanowiska wiceprezesa PZN pełni Pan jakieś dodatkowe funkcje?
Jestem prezesem Śląsko-Beskidzkiego Związku Narciarskiego, 22 grudnia 2010 nastąpiło połączenie tego związku ze Śląskim Związkiem Narciarskim. Dołączyły do nas nowe kluby np. AZS AWF Katowice (Justyna Kowalczyk punktuje teraz dla naszego okręgu). Właśnie tam zaproponowano mi pełnienie pewnej funkcji.
Ogólnie jestem cały czas przy skokach. Byłem i będę, gdyż skoki narciarskie to bardzo ważna część mojego życia.
Rozmawiał Robert Osak
Kategorie:
0 komentarze