Archiwum strony

TCS - Historia bez historii

Krwisty | 7.1.12 | 18 komentarze

Autor: Artur Pojnar
Jubileuszowy TCS dobiegł końca i można pokusić się o jego podsumowanie. Jaki był i co zapamiętamy?
Najbardziej w pamięci utkwił niemiły fetor, który jeszcze do teraz unosi się nad Innsbruckiem. 



Zapach ten absolutnie nie przypominał, przyjemnie aromatycznej woni, czystej, sportowej rywalizacji. Kojarzy mi się bardziej ze smrodem szamba i pewnie tego dnia jury zamiast użyć po goleniu dobrej wody kolońskiej, spryskało się czymś zaczerpniętym prosto ze ścieku. Smród pozostał i raczej szybko nie wywietrzeje. 




Nie można trzeciego zawodnika generalki pozbawiać szans, każąc mu skakać w anormalnych warunkach, a taki właśnie przykry los stał się udziałem Daiki Ito. Japończyk nie mógł wyjść z tej opresji obronną ręką - 91,5 metra i koniec marzeń o podium TCS. 
Po cichu, do samego końca konkursu liczyłem, iż jury pozwoli mu skok powtórzyć. Nie pozwoliło. Dlaczego? Pewnie wtopa samuraja była dyrekcji na rękę.

Podobny, acz mniej drastyczny przypadek spotkał, prowadzącego w konkursie Kamila Stocha. Polak miał po pierwszej serii sporą przewagę i wydawało się, że tylko kataklizm odbierze mu wygraną w Innsbrucku. Taki kataklizm przyszedł za sprawą jury, które wcześniej bez oporów czekało na lepsze warunki dla Ammanna, czy Koflera. 
Kamil, wygrywając pierwszą serię na takowe traktowanie też sobie zasłużył, niestety, dla jury, tego dnia, byli równi i równiejsi. Nie wiadomo czy Polak by te zawody wygrał, bo jednak presja zmusiła go do błędu, lecz to absolutnie nie tłumaczy Mirana Tepesa, który kilka sekund wcześniej skazał Stocha na dużo gorsze warunki niż resztę czołówki i wybitnie ograniczył jego szanse. 

Idea sportu, by wygrał najlepszy, została w Innsbrucku brutalnie zgwałcona. Przy okazji wypada podziękować za NS, ponieważ dzięki niemu ujrzeliśmy w pełnej krasie niekompetentność jury i "startera" ze Słowenii.
Mimo wszystko ten konkurs miał też swoje piękne strony, dokładniej w pierwszej serii, kiedy Kamil Stoch skoczył fantastycznie, wygrał w parze z faworytem gospodarzy i uciszył austriacką publiczność. Przyznam bez tortur, iż to był moment w którym moje kibicowskie serce zabiło tak mocno jak nigdy wcześniej w tym sezonie. Euforia i duma, a później nerwówka, czy uda się sporą przewagę dowieźć do końca. 
Dla takich chwil człowiek interesuje się sportem i może dlatego smród z drugiej serii tak mocno uderzył po nozdrzach.
Sam Kamil, jak i cała polska kadra nie mogą zaliczyć minionego turnieju do udanych. Skoczek z Zębu na pewno liczył na lepsze miejsce niż ósme, zresztą my też. Skoki bardzo dobre przeplatał słabszymi, a w ten sposób ciężko jest w klasyfikacji generalnej TCS coś ugrać.

Niewielki krok do przodu zrobił Maciek Kot. Zdobył jedynie 4 punkty, lecz dwa razy zameldował się w trzydziestce zawodów PŚ na skoczni dużej, co do tej pory mu się nie zdarzyło. Oby ta progresja pobudziła go mentalnie i wywołała kolejną. 
Przed nami loty, a wiemy że dla Maćka im skocznia większa tym gorzej, więc czas by przełamać kolejną barierę.

W zupełnie innych nastrojach do Polski wrócili Stefan Hula i Piotr Żyła. O ile postawa Stefana nie dziwi, o tyle zapaść Piotrka może martwić. Zawodnik, który świetnie zaczął sezon nagle zupełnie zgasł. Mam nadzieję, że Łukasz Kruczek odpuści sympatycznemu skoczkowi loty i odeśle go do Jana Szturca, wszak Zakopane już za dwa tygodnie i tam mocno będziemy na Piotra liczyć.




TCS nie zawojował najmłodszy z naszych reprezentantów Aleksander Zniszczoł. Nie szkodzi. Olek zobaczył jak wygląda wielki świat od kuchni i to doświadczenie zaprocentuje w przyszłości. 





Dawid Kubacki, który zastąpił Olka, również niczym pozytywnym nie zaskoczył i jego występ był praktycznie niezauważalny.


Dla nas, Polaków, był to turniej bez większej historii. Zapewne całkiem inaczej widzą go Austriacy, którzy okupili całe podium, choć wokół tego podium było czuć niemiły zapach zalatujący z Innsbrucka.
Ominął on jednak Schlierenzauera, który turniej wygrał zasłużenie, choć na pewno na kolana nie powalił. Niemieckie skocznie padły jego łupem, a u siebie był drugi oraz trzeci. Spokojnie wystarczyło to do triumfu. 
Niektórzy twierdzą iż wygrał, bo dla niego restartowano pierwszą serię w Oberstdorfie. Mam inne zdanie. Po Gregorze skakało jeszcze wielu zawodników i dopiero, kiedy następni lądowali bliziutko, jury postanowiło zacząć wszystko od początku. Zresztą całkiem słusznie, ponieważ w jej trakcie zaczął padać śnieg, doszedł niekorzystny wiatr i im dalej w las, tym było trudniej. 

Nie było mowy o sprawiedliwej rywalizacji, zwłaszcza dla zawodników z czołówki, którzy po jednym skoku mogli się praktycznie pakować. 
Dlatego uważam, że to była bardzo dobra decyzja jury i tylko wypada żałować, że temu gremium brakło konsekwencji w Innsbrucku i zachowało się inaczej.

60 TCS przeszedł do historii. Odbył się, został zaliczony i będzie zapamiętany bardziej z kontrowersyjnych decyzji jury niż ze sportowej walki na najwyższym poziomie. 
Cóż, jaki turniej, takie wspomnienia.

Autor: Artur Pojnar

Kategorie: , ,


18 komentarzy:

  1. Praktycznie wszystko już zostało powiedziane w Twoim artykule @krwisty, gratuluję zwięzłego ujęcia myśli kibicowskiej ;-) Ze swej strony dodam tylko, że TCS tegoroczny może również "szczycić się" dwoma poważnymi wypadkami.
    Co do Polaków, to obszerną analizę ich występów (także graficzną) przedstawiłem w poście pod poprzednim newsem. Jeśli masz chwilę - zerknij, może również zgodzisz się z punktem widzenia przedstawionym przeze mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. @Quavertone ten artykuł powyżej nie jest mój tylko Artura Pojnara "czarnylis" - to on tak zgrabnie ujął temat ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Quavertone
    Ten Twój wykres rzeczywiście wygląda jak odczyt z respiratora. Łukasz Kruczek sobie nie radzi, kadra jest w rozsypce i żadne "ściemy" z ust Tajnera tego obrazu nie zamażą. To czwarty rok samodzielnej pracy z kadrą Łukasza i oprócz Kamila trener nie ma nic na swoją obronę. Można się też zastanawiać i gdybać, jakby Kamil skakał gdyby prowadził go ktoś lepszy. Jednak będę zszokowany jeśli ktoś zastąpi Kruczka na stanowisku. Jan Szturc nie ma na to ochoty, a jest on jedyną osobą w kraju, która może coś zmienić na lepsze. Wypada żałować, że tak łatwo pozwolono odejść Horngacherowi. Obecnie sprowadzenie dobrego fachowca będzie kosztowne i wątpię czy PZN sypnie groszem, choć powstaje kolejne pytanie - czy skąpstwo nie przyczyni się do zapaści finansowej związku. Jest takie powiedzenie "chytry traci dwa razy" i jeśli przez słabe wyniki popularność skoków u nas osłabnie, odejdą sponsorzy, to prezes może nagle obudzić się z ręką w nocniku.

    Oczywiście w pełni zgadzam się z powyższym artykułem ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. @krwisty @Czarnylis

    Przepraszam najmocniej, niedopatrzenie małe z mojej strony, oczywiście gratuluję @Czarnemulisowi zwięzłego ujęcia myśli kibicowskiej, a @krwistemu celnego doboru współtwórców bloga ;)

    Odnośnie zmiany polskiego trenera, widzę, że mamy po raz kolejny to samo zdanie. Co prawda na zatrudnienie fachowca pokroju Kojonkoskiego PZN musiałby zagrać "va banque", ale pieniądze te w przypadku lepszych wyników kadry, bo w te nie wątpię, w końcu zwróciłyby się z nawiązką. Jestem zwolennikiem teorii, że skoro zachód lepiej radzi sobie z wyszkoleniem zawodników do PŚ, to należy inwestować w zachodnią myśl szkoleniową, tak jak to stało się w przypadku siatkówki czy sztabu Justyny Kowalczyk.

    Kojonkoski na trenera! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. @Quavertone
    Podałeś mocne nazwisko, tylko są trzy ale:
    Pierwsze ale... Kojonkoski gdyby zdecydował się kontynuować karierę trenerską, wolałby trenować swoich rodaków, chyba że skusiłyby go wielkie pieniądze i tu przechodzimy płynnie już do drugiego "ale". Tych wielkich pieniędzy nie mamy. Może, gdyby PZN znalazł sponsora chcącego płacić Finowi pensję w zamian za korzystanie z jego nazwiska, tylko czy doświadczony trener zgodziłby się na coś takiego?
    Trzecie ale... Kojonkoski gdy przejął Norwegów, natychmiast ich odchudził i niemal z miejsca zaczęli daleko skakać. Dzisiaj taka sytuacja nie może mieć miejsca ponieważ zmieniły się przepisy dotyczące BMI. Dziś skoczkowie ważą więcej, mają bardzie obcisłe kombinezony i krótsze narty, dlatego głównie polegają na sile i motoryce. Sama lotność dziś nie wystarczy, więc na błyskawiczny progres nie ma co liczyć.

    OdpowiedzUsuń
  6. @czarnylis

    Cóż, w kwestii pieniężno-sponsorskiej, warto spróbować przyciągnąć sponsorów znanym nazwiskiem trenera, czemu by chociaż nie spróbować?
    Jeśli natomiast chodzi o progres, to chyba żaden trener nie naleje z pustego i nie wyprowadzi reprezentacji z dołka w ciągu jednego sezonu, ale już jako taką kadrę na IO w Soczi porządny fachowiec byłby w stanie przygotować.
    Poza tym Kojonkoski to tylko jedno nazwisko, nie ukrywam szczyt moich marzeń, bo chciałbym oglądać Stefana Hulę walczącego o najwyższe lokaty, jak to było w zeszłym sezonie w Engelbergu.
    Alternatyw może być wiele: Bajc np.

    OdpowiedzUsuń
  7. PS. Z tego, co pamiętam, sam Kojonkoski pozytywnie kiedyś wypowiadał się w temacie prowadzenia polskiej kadry, może warto byłoby dyskusje na ten temat odnowić.

    OdpowiedzUsuń
  8. @Krwisty
    Pierwsza fota wymiata hahahaha
    Ten na szambie to Hofer, czy Tepes? hahahaha

    OdpowiedzUsuń
  9. @Czarnylis

    Patrz, a ja myslałem, że to schron, w którym nasza ulubiona para ma się schować przed wściekłymi kibicami ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. Następna część sezonu, moi mili Panowie, jest przed nami, a z oceną Łukasza za całość tej zimy właśnie trzeba poczekań do zakończenia owego sezonu. Obaj świetnie podsumowaliście na dzień dzisiejszy zakończony już TCS, a jak ten wypadł dla naszych skoczków, każdy widział.
    @LIS ten na szambie właśnie obu wymienionych do niego wrzucił ;-)
    @Quavertone pomęczyłeś się widzę nad tym wykresem, ciekawe jak wyglądałby nasz wykres nałożony na ekipę Austrii?

    OdpowiedzUsuń
  11. @krwisty

    Jakby to miało być EKG, to zapewne Austrii by było bliżej do zgonu niż nam ;-)
    Ale tak na poważnie, Austriacy również nie byli super równi. Kofler psuł skoki w stylu Stocha. Schlierenzauer przy jednym świetnym skoku notował jeden niezły, Morgenstern miał świetny skok dopiero w Bischo, natomiast reszta Austriaków w kratkę, a taki Fettner to nawet gorzej.
    Wykres dla Austriaków byłby prawdopodobnie zbyt nieczytelny ze względu na dużą liczbę zawodników i trzeba by im zrobić wykresy w podziale na grupy :)

    OdpowiedzUsuń
  12. @Krwisty
    Jak ich wrzucił to dobrze :)
    Często broniłem decyzji jury i w/w pary, bo ludzie obwiniali ich za wszystko, słusznie czy niesłusznie. Trzeba przyznać, że nie mają łatwej pracy i błędy są nieuniknione, lecz są sytuacje gdy czuć komu "kibicują" i takowe zachowania trzeba piętnować.
    Jednak od ładnych kilku lat jestem za tym, by zdecydowanie przewietrzyć dyrekcję. Walter Hofer, wraz z Miranem Tepesem i Seppem Gratzerem już dawno powinni odejść, choćby z tego powodu, że kierują PŚ już zbyt długo, co może rodzić pewne zobowiązania i układy. Powinno się zmienić nie tylko osoby, ale i system kontroli PŚ. Wprowadzić kadencyjność i zaprzęgnąć do pracy bardziej międzynarodowe grono, tak by jeden drugiemu patrzył na ręce bez obawy, że jeśli się odezwie, to dostanie dożywotniego bana. O dziwo, nawet kiedyś, wspólnie z Giną, wypracowaliśmy wspólne pomysły co do zmian.
    Jestem całym sercem za tym, by ten piękny sport był czysty jak kryształ, a pomyłki jury (bo takich nie sposób uniknąć przy sporcie tak silnie uzależnionym od pogody), były jedynie pomyłkami.
    O Aavasaksie, braciszku, już chyba można zapomnieć, a wielka szkoda, bo ten obiekt mógł wytyczyć nową drogę.

    OdpowiedzUsuń
  13. W Oberstdorfie owszem powinni przerwać, ale po przerwie kontynuować, a nie restartować. To restart w Oberstdorfie był prawdziwym skandalem.
    W Innsbrucku tego niebezpiecznego precedensu nie powtórzono, ale tu był pech , a nie skandal. Jeżeli zielone zapalilo się dla Ito w korytarzu to był tylko jego pech.I w mniejszym stopniu pecgh Stocha.

    OdpowiedzUsuń
  14. @Pepeleusz
    W czasie 1 serii w Obe zaczął padać gęsty śnieg. NS punktów za to nie przyznaje. Owszem, można dźwignąć belkę, tylko że to się wiąże ze stratami w nocie. Kiedy zawodnicy z czołówki nagle skaczą niewiele ponad 100 metrów, to chyba coś jest nie tak, a przecież jeden nieudany skok w T4S pozbawia szans na sukces.
    W Innsbrucku Ito powinien dostać możliwość powtórki skoku bo skakał w zdecydowanie gorszych warunkach niż wszyscy inni i przez to nie miał szans. Skoro konkurs w Obe pokazał iż można spróbować wyrównać szanse, to tą sama drogą trzeba było iść i dopuścić Ito do powtórki skoku, a Kamilowi wyczekać lepsze warunki skoro wcześniej z powodzeniem zrobiono w przypadku innych zawodników.
    Precedens jeśli się zdarzył, to można się na niego powoływać. Kiedyś, w piłce nożnej, zupełnie nieznany piłkarz Bosman, sprowokował precedens który wywrócił do góry nogami prawo dotyczące transferów, a nie ma nic bardziej konserwatywnego niż piłkarskie zasady.

    OdpowiedzUsuń
  15. @Czarnylis

    Jak dla mnie pierwszeństwo ma wydarzenie chronologicznie pierwsze, czyli restart w Oberstdorfie, gdyby nie on, Innsbruck byłby całkowicie w porządku, a Ito co najwyżej zaliczyłby stratę prowadzenia w turnieju. W Bischo byłyby niesamowite emocje i do końca nie byłoby wiadomo, kto wygra. Kandydatów byłoby kilku.
    Gdyby nie restart w Oberstdorfie, prawdopodobnie nie zapaskudziłby Stoch, bo skakałby w innym czasie. Nie spaskudziłby też Żyła.
    Zgadzam się z pepeleuszem. Większym skandalem był restart i padający śnieg to też słaby argument, gdyż w Bischo olewali padający śnieg i na siłę ciągnęli farsę do 19:00.

    OdpowiedzUsuń
  16. @pepeleusz
    Nie ma czegoś takiego, jak korytarz, nie jest on opisany ani w ICR, ani w zasadach PŚ
    ""Nie ma czegoś takiego jak korytarz, w tym momencie na to nie patrzą. Jest to taka sprawa umowna, nie jest to objęte przepisami. Właściwie można puścić zawodnika przy dowolnych warunkach, nie powinno się ale można. Trzeba tylko zachować zdrowy rozsądek w trosce o bezpieczeństwo"
    http://skijumping.pl/wiadomosci/11048

    OdpowiedzUsuń
  17. @Quavertone
    Pierwszą serię zrestartowano bo odległości najlepszych skoczków ledwo przekraczały 100 metrów, a Ty mówisz, że Stoch by "niezapaskudził"? Ciekawy wniosek :)
    Kamil miał w parze Koflera, a wszystkie miejsca dla szczęśliwych przegranych były już zajęte przez skoczków skaczących na początku, czyli dalej i w dużo lepszych warunkach. Kamil awansowałby tylko dzięki wygranej z Koflerem, także możliwość "zapaskudzenia" sobie turnieju na samym starcie była wyjątkowo wysoka.

    OdpowiedzUsuń
  18. @Czarnylis

    Gdyby po przerwie kontynuowano, a nie zrestartowano serię, Stoch (prawdopodobnie, nie na pewno) skakałby w innych warunkach, ponieważ cały konkurs inaczej rozłożyłby się w czasie. I o to mi głównie chodziło. Chociaż bardziej miałem na myśli tutaj Żyłę. Mimo to uważam, że najlepszym wyjściem byłoby odwołanie tego dnia konkursu i rozegranie go podwójnie w Ga-Pa, gdzie warunki były sprawiedliwsze.

    OdpowiedzUsuń

Masz coś do powiedzenia? Napisz w kratce. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy napisanych przez internautów. Niestosowne komentarze będą usuwane. Wysłanie komentarza oznacza akceptację regulaminu komentowania w serwisie WinterSzus.pl. REGULAMIN KOMENTOWANIA