Unknown |
11.2.14 |
5
komentarze
Skokami narciarskimi kobiet zajmuję się tutaj od października, a dzisiejszy konkurs jest dobrym pretekstem, żebym po raz pierwszy pokusić się o moją pierwszą, małą analizę...
Dzisiejsza data zapisze się w historii sportu, igrzysk
olimpijskich, a przede wszystkim w historii skoków narciarskich – kobiecych skoków
narciarskich. To już ostatni krok na drodze do „równouprawnienia” w skokach.
Droga pań do Soczi była długa, ale cel został wreszcie osiągnięty i zarówno
zawodniczki jak i działacze, którzy walczyli o włączenie skoków narciarskich
kobiet do programu olimpijskiego, mogą w końcu odetchnąć z ulgą. Już za chwilę na
skoczni normalnej w kompleksie Russkije Gorki w Sochi rozpocznie się pierwszy
olimpijski konkurs skoków kobiet.
A jak wyglądała droga do Soczi? Od 1999 roku najbardziej
prestiżowym konkursem skoków pań był FIS
Ladies Grand Tournee (później FIS Ladies Winter Tournee). Pierwszym
przełomowym punktem był rok 2004 i pierwszy konkurs Pucharu Kontynentalnego rozegrany
23 lipca na skoczni w Park City. Zwyciężyła w nim Daniela Iraschko, druga była
Anette Sagen, a trzecia Monika Pogladič. Cały cykl wygrała wtedy Sagen, na
pozycji drugiej sklasyfikowano Lindsey Van, a trzecią zawodniczką była Iraschko.
Na kolejny przełom panie czekać musiały kolejne 5 lat. Dopiero 20 lutego 2009
roku skoczkinie zadebiutowały na Mistrzostwach Świata w Libercu. Tytuł
Mistrzyni Świata przypadł wtedy Lindsey Van, srebro zdobyła Ulrike Gräßler, a
brąz Anette Sagen. Na następny krok, jakim było wprowadzenie pań do rywalizacji
o Puchar Świata, nie trzeba było już czekać tak długo. Pierwszy konkurs odbył
się 3 grudnia 2011 na Lysgårdsbakken w Lillehammer. Wygrała go Sarah Hendrickson,
druga była Coline Mattel, a trzecia Melanie Faißt. Ostatecznie pierwszą Kryształową
Kulę zdobyła właśnie Hendrickson, tuż za nią uplasowały się Iraschko i Sara
Takanashi. Już wtedy wiadomo było, że na olimpijskiej belce startowej panie
zasiądą już w 2014 roku. 6 kwietnia 2011 roku podczas posiedzenia MKOl w
Londynie podjęto decyzję o włączeniu skoków pań do programu Igrzysk w Soczi.
Jak będzie wyglądał dzisiejszy konkurs i które z pań zapiszą
się w historii skoków narciarskich jako pierwsze triumfatorki? Jeśli chodzi o
tytuł Mistrzyni Olimpijskiej, pewne jest jedno, a właściwie… dwie. Dwie
pretendentki do zdobycia olimpijskiego złota, które swoją niewiarygodnie wysoką
formą udowadniają, że to właśnie między nimi rozegra się zacięta walka o
pierwsze miejsce na podium. Mowa oczywiście o Sarze Takanashi i Danieli Iraschko-Stolz.
Ta pierwsza zdeklasowała już rywalki w tegorocznym Pucharze Świata, ma już na
swoim koncie 1220 punktów. Kryształową Kulę ma w zasięgu ręki, tylko jakaś katastrofa
mogłaby to zmienić. Zwyciężyła w dziesięciu z trzynastu konkursów, dwukrotnie
była druga i raz trzecia. Jej największa, pochodząca z Austrii rywalka jest w
klasyfikacji generalnej trzecia. To właśnie ona odebrała Takanashi dwa
zwycięstwa w Planicy. Czterokrotnie stawała na drugim stopniu podium. Z
najwyższą formą trafiła w sam raz na Igrzyska. Po Planicy, w ostatnich
przedolimpijskich konkursach w Hinzenbach dwa razy była druga. Podczas
oficjalnych treningów praktycznie w każdej próbie prześcigały się nawzajem z
Japonką w walce o najlepszy wynik. Jeśli pokusić się o statystyki, to w efekcie,
na dziewięć prób Takanashi czterokrotnie uzyskała najlepszy wynik,
czterokrotnie była druga i raz trzecia. Iraschko natomiast oddała osiem skoków
w tym, aż w pięciu próbach dominowała, druga była tylko raz i dwukrotnie
trzecia. Należy zaznaczyć, że gdyby nie zrezygnowała z ostatniego skoku
drugiego dnia treningu, być może to ona a nie Takanashi byłaby i w tej próbie najlepsza.
Nawet i przy ośmiu próbach Iraschko wypada lepiej. Nie tylko biorąc pod uwagę
wyniki uwzględniające rekompensaty punktowe. Jeśli je pominiemy i zsumujemy
odległości, to również wtedy bezsprzecznie wygrywa Austriaczka – 796 m, przy
589,5 m Japonki. Ale jak wszyscy wiemy, skoki narciarskie często nie mają
odzwierciedlenia w statystykach. Takanashi to zawodniczka klasy światowej i od
dawna udowadnia, że jest urodzoną mistrzynią. Doświadczona Iraschko miewa
lepsze i gorsze chwile, ale jak na reprezentantkę Austrii przystało, zrobi
wszystko, żeby potwierdzić, że ten alpejski kraj był i jest potęgą w skokach.
Jednak należy pamiętać, że skoki narciarskie to przede wszystkim szczęście i to
właśnie w dużej mierze ono zadecyduje o tym, która z pań zdobędzie olimpijskie
złoto.
Mniej klarowną sytuację mamy w przypadku miejsca na
najniższym stopniu podium, które mimo, że pozostawia zwykle pewien niedosyt,
jest miejscem medalowym i wartym uwagi. Kto mógłby powalczyć o brązowy medal?
Pierwszymi nazwiskami jakie przychodzą na myśl to Vogt i Ito. I rzeczywiście,
te zawodniczki najczęściej pojawiały się w pobliżu, a nawet na „podium”
treningu. Yuki Ito w czołowej piątce była sześć razy na dziewięć prób, Carina
Vogt pięć razy na osiem prób. Ale to Vogt aż cztery razy zajmowała miejsca w
pierwszej trójce – po dwa razy była druga i trzecia. Ito natomiast częściej
pojawiała się w ścisłej czołówce w Hinzenbach (drugiego dnia zwyciężyła w serii
próbnej). Analizując wyniki pojawiają nam się jeszcze dwa nazwiska powtarzające
się w czołówce zarówno z Hinzenchach jak i treningów w Soczi. Są to Słowenka
Maja Vtič i Finka Julia Kykkaenen. Vtič plasuje się najczęściej między miejscem
trzecim a szóstym. Pierwszego dnia w Hinzenbach prowadziła na półmetku zmagań,
które ostatecznie zakończyła na pozycji trzeciej. Drugiego dnia w konkursie
była w kolejnych seriach trzecia i czwarta. Ostatecznie wypadła tam lepiej niż
Ito i Vogt. W treningach przedolimpijskich dwukrotnie była trzecia, raz piąta i
raz szósta. W pozostałych trzech próbach była w drugiej dziesiątce. Jeśli
chodzi o Kykkaenen, jej najlepszym wynikiem w Hinzenbach było trzecie miejsce w
serii próbnej i serii finałowej drugiego dnia (w serii pierwszej była piąta).
Podczas treningów w Soczi Finka oddała pięć skoków. Dwukrotnie była czwarta,
zajęła też miejsce piąte, szóste i siódme. Jak już pisałam, te cztery nazwiska
najczęściej powtarzały się w czołówce podczas ostatnich prób przed dzisiejszym
konkursem i statystycznie mogłyby liczyć się w walce o pierwszą piątkę.
Mamy jeszcze dwa nazwiska o których głośno było przed
rozpoczęciem Igrzysk – Sarah Hendrickson i Irina Avvakumowa. Pierwsza z nich powraca
na skocznię po wielomiesięcznej rekonwalescencji. Mistrzyni Świata z Val di
Fiemme i zdobywczyni pierwszej w historii skoków pań Kryształowej Kuli bardzo
liczyła na swój udział w Igrzyskach. Kontuzja której doznała ubiegłego lata po
fenomenalnym skoku na Schattenbergschanze mogła przekreślić jej marzenia. Tak
się jednak nie stało i choć Sarah wróciła na skocznię dopiero w połowie
stycznia została nominowana do reprezentacji USA. Ale czy będzie na tyle silna,
żeby znaleźć się w pierwszej dziesiątce? Wyniki treningów niewiele nam mówią.
Hendrickson skakała bardzo ostrożnie, nie przystąpiła do wszystkich prób, w
większości skakała z niższej belki niż pozostałe zawodniczki i osiągała
rezultaty w granicach 80 metrów. Najlepszy skok na 88,0 metrów oddała w
ostatniej próbie trzeciego dnia, co dało jej 18. lokatę na 23 zawodniczki
biorące udział w serii. Amerykanka może jednak powalczyć o lepszy wynik już
podczas faktycznej rywalizacji konkursowej i o ty, czy jej się to uda przekonamy
się już niebawem.
Irina Avvakumowa miała być rosyjską nadzieją na podium. To
tego sezonu zawodniczka znana była tylko najwierniejszym fanom kobiecych
skoków. W pierwszych zawodach na początku grudnia była 16., już dwa tygodnie
później w Hinterzarten zajęła miejsce trzecie i przez pięć kolejnych startów
nie opuszczała podium i szybko wdarła się do ścisłej czołówki klasyfikacji.
Wygrała w Czajkowskim czym przerwała passę zwycięstw Takanashi. Rosjanka nie
wystąpiła w Zao, a w Planicy była już siódma i dwunasta. Od tamtej pory jej
forma spadła, najlepszą próbą był skok w pierwszej serii w Hinzenbach, po
którym była piąta. Ostatecznie zakończyła konkursy na siódmym i ósmym miejscu.
W treningach w Soczi ani razu nie wskoczyła do pierwszej dziesiątki – plasowała
się między 13. a 21. miejscem. To chyba największa niespodzianka „in minus”
jeśli chodzi o faworytki do olimpijskich medali, zwłaszcza dla gospodarzy.
Jakkolwiek jednak będzie wyglądało podium należy przede
wszystkim pamiętać, że jest to historyczna chwila i bez względu na wyniki,
zawodniczki zapiszą się w historii zimowych olimpiad oraz skoków narciarskich.
Cieszy bowiem fakt, że kobiece skoki mają coraz więcej zwolenników i ich
popularyzacja wzrasta z roku na rok. Dzisiejszy konkurs będzie na pewno
ciekawym wydarzeniem, a czy moje typy się sprawdzą... Tego dowiemy się niebawem, bo już za godzinę rozpocznie się seria próbna. Jedno jest pewne - skoki narciarskie lubią zaskakiwać, dlatego sama zwykle sceptycznie podchodzę do statystyk. Ale od święta (i to od jakiego!) nawet mi zdarza się sprawdzić, co liczby mają mi do powiedzenia. Trzymając kciuki za wszystkie debiutantki olimpijskie zapraszam do śledzenia relacji z konkursu na WinterSzus.pl
Źródło: informacja własna/fis-ski.com
Kategorie:
Carina Vogt,
Daniela Iraschko-Stolz,
Igrzyska Olimpijskie 2014,
Irina Avvakumova,
Julia Kykkaenen,
Sara Takanashi,
Sarah Hendrickson,
skoki narciarskie kobiet,
Soczi,
yuki ito
Obstawiam Iraschko przed Takanashi
OdpowiedzUsuńTeż bym tak obstawiała, Takanashi jest tak przyzwyczajona do wygrywania, że może coś przeoczyć myśląc, że i tym razem skoczy dwa razy i medal jej :D Ale powalczy, to na pewno. Tylko kto na trzecie, no kto? Ja stawiam na Vogt, ale chętnie bym zobaczyła tam Vtic.
OdpowiedzUsuńWydaje się, ze trzecie miejsce zajmie któraś z trójki Vogt, Ito, Vtic, ale patrząc na treningi niespodziankę mogą zrobić Włoszka Insam, Norweżka Smeby, czy Finka Kykkanen.
UsuńPierwsze miejsce to sprawa otwarta, ale raczej Takanashi :)
według mnie to właśnie Iraschko najbardziej zasłużyła na to złoto! To, że skoki kobiet stają się bardziej popularne, to w ogromnej mierze jej zasługa!
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę, ale jak widać Takanashi skacze na zasadzie "a przeskoczę ją... przeskoczyłam!" (żeby nie pisać niekulturalnie :P)
Usuń