Słońce, lato, dziewczyny [felieton]
Ludzie różnie spędzają wakacje. Jedni rzucają wszystko i wyjeżdżają w Bieszczady. Inni wolą rozkoszować się urokami nadmorskich kurortów. Tutaj rzecz dotyczy w dużym stopniu pań, które na plaży ciężko pracują o naturalną opaleniznę. Jednak są pewne kobiety, które wolą spędzać lato w nieco inny, bardziej produktywny sposób, a mianowicie skaczą na nartach. Zamiast myśleć o kąpielach w morzu ich głowy zaprzątnięte są głodem skakania. Latające babki mają za sobą kolejny cykl w ramach Letniej Grand Prix.
Sezon instant
Nadużyciem by było stwierdzenie, że kobiety mają za sobą długi i wyczerpujący sezon letni. Przynajmniej pod względem startów, ponieważ z pewnością zawodniczki wiele pracują. Jednak ze względu na ilość konkursów Letnia Grand Prix Pań 2016 była błyskawiczna niczym chińska zupka. Jeden lipcowy weekend we Francji (Courchevel), we wrześniu wycieczka do Rosji. I tyle. Po co się mają panie przemęczać? Może znajdą czas na łapanie opalenizny. Albo sesje zdjęciowe.
Uwaga, roboty na skoczni!
Nie, nie chodzi mi tutaj o żadne remonty ani modernizacje, choć ostatnio temat popularny, zwłaszcza w Polsce, gdzie sprawa przebudowy Wielkiej Krokwi jest owiana mitami i legendami. Mowa tutaj o pewnej zawodniczce, której hegemonia jest tak nieludzka, że naprawdę można snuć teorie spiskowe, że Sara Takanashi, bo o niej mowa, jest tak naprawdę robotem skonstruowanym przez japońskich inżynierów. Jest to dziewczyna, która dopiero w tym roku ukończy 20 lat, a już ma na swoim koncie niesamowite osiągnięcia. Tego lata wygrywając wszystkie 3 konkursy wygrała kolejny raz cykl LGP. Piąty raz z rzędu. A ile rozegrano dotychczas edycji? No właśnie... pięć. To tłumaczy wszystko. Zimą najprawdopodobniej powalczy o czwartą Kryształową Kulę w karierze. Jest jednak pewien szkopuł: Jeśli serio Takanashi jest maszyną, a nie człowiekiem, to można dostrzec jedną poważną usterkę: wyjątkowo często jej system zawiesza się na wielkich imprezach. Tylko raz, jadąc jako faworytka, zgarnęła srebro w 2013 roku. A poza tym nic. Ostateczna naprawa tego defektu ma nastąpić w Lahti.
Błędne koło
Jak to bywa w skokach: Forma zmienną jest. Sytuacja od lipca do września może się zmienić w dużym stopniu. Spójrzmy na taką Kingę Rajdę. Nasza młoda i wielce obiecująca skoczkini narciarska w lipcu skakała naprawdę dobrze. W zawodach niższej rangi nabierała pewności siebie, potem podczas zawodów LGP w Courchevel zdobyła punkty, choć była z tyłu głowy ta świadomość, że nie oddała swoich najlepszych skoków. Głównie znakomity skok w kwalifikacjach nakazywał obrać taki, a nie inny pogląd. Jednak mijały miesiące, nastał wrzesień, Kinga pojechała do Czajkowskiego. Tam jednak ujrzeliśmy inne oblicze naszej zawodniczki: Przygaszona, zniechęcona, między innymi przez słabe występy w Pucharze Kontynentalnym. Brak formy dał jej ostatnie miejsce w konkursie LGP. Takie coś dobija człowieka, więc znowu się zniechęca. I następnego dnia ponownie zajmuje ostatnie miejsce, wyprzedzając tylko zdyskwalifikowane zawodniczki. Aż chciałoby się rzucić to wszystko i polecieć na całkowicie ogłupiające wakacje na odciętym od cywilizowanego świata odludziu. Weekend w Czajkowskim był dla Rajdy błędnym kołem. Dół, bo złe wyniki. Złe wyniki, bo dół. I tak w kółko. Poważne wyzwanie czeka trenera Sławomira Hankusa, który będzie musiał przeciąć to koło. A że w sporcie często takowe jest grubymi nićmi szyte, proces ten zajmie nieco czasu i energii. No ale co zrobić. Życie jest brutalne. Zwłaszcza trenera.
Takanashi vs reszta świata
W ten weekend zawody FIS Cup w Rasnovie będą ostatnimi zawodami międzynarodowymi dla kobiet. Potem będą tylko przygotowania do zimy. A co nas czeka zimą? Kolejna już z rzędu walka w myśl "wszystkie skoczkinie przeciw Takanashi". To będzie arcytrudne zadanie, ale być może okaże się realne. Kto może zagrozić Japonce? Może Maren Lundby, która w Czajkowskim mocno deptała po piętach swojej japońskiej koleżance? (choć z tym deptaniem to ja bym na jej miejscu uważał, bo chyba sobie poniszczyła kombinezon przed drugim konkursem. Za coś ta dyskwalifikacja w końcu musiała być.) Być może Carina Vogt powróci do swojej wielkiej formy? Są Austriaczki: Siła doświadczenia w postaci Danieli Iraschko-Stolz oraz Chiara Hoelzl reprezentująca młodość dodających skrzydeł. Poprzedniej zimy w jednym konkursie sztuka pokonania Takanashi udało się Mai Vtic. I jeszcze pani X - Sarah Hendrickson, która przez wszystkie swoje problemy zdrowotne i kontuzje jest wielką niewiadomą: Nie wiadomo, czy będzie startować. Nie wiadomo, jak będzie startować. Nic nie wiadomo.
Wiemy za to jedno: Panie zakończyły tegoroczny cykl LGP i teraz mogą choćby na chwilę rzucić wszystko i gdzieś wyjechać. Najlepiej w Bieszczady.
0 komentarze