Archiwum strony

Subiektywne twory z lisiej nory: Komediodramat

Czarnylis | 13.1.14 | 13 komentarze

Ten weekend był jak gatunek filmowy w jakim nasza kinematografia radzi sobie naprawdę dobrze i za filmy w tej konwencji wcale nie musimy się wstydzić. Wbrew pozorom połączenie dramatu i komedii nie jest wcale sprawą prostą. Widz musi na takim filmie płakać i śmiać się równocześnie, a jak trudno pogodzić wodę i ogień, to nie muszę nikomu tłumaczyć. Weekend na Kulm był właśnie jak komediodramat, tylko, że taki ze średniej półki.









Komediodramat z Bad Mitterndorf do klasycznych dzieł zaliczony jednak nie będzie. Powód - zbyt szczęśliwe zakończenie. Na końcu standardowego filmu z tego gatunku reżyser z reguły umieszcza sceny wyciskające łzy, zsyła na widzów złe wiadomości, a w naszym przypadku im dalej w las, tym było weselej.

Fakt. Zaczęło się co prawda iście dramatycznie i każdy kto widział upadek Thomasa Morgensterna niemal odczuł ból na swojej skórze, skrzywił się i rzucił ciche: "o ku.....". Ostatnie, może nie każdy, bo Polacy to bardzo kulturalni ludzie, ale ja się przyznaję, wymsknęło mi się. Chłopak glebnął po raz kolejny i można o nim powiedzieć, że jest pechowcem i szczęściarzem jednocześnie. Pechowiec, bowiem tych upadków już trochę Austriak zaliczył, szczęściarz, bo wychodzi z nich obronną ręką, biorąc pod uwagę jak silne to były uderzenia. Miejmy nadzieję, że Morgi zaliczył już ostatni upadek w swojej karierze, a dobre wieści o jego stanie zdrowia staną się jeszcze lepsze. Jeśli zdąży na IO, będzie jednym z głównych faworytów.

Wypadek Thomasa zmroził wszystkich, ale jury już do końca weekendu nie otrzęsło się z tej traumy. W dwóch konkursach, czterech pełnych seriach, praktycznie bez wiatru, mieliśmy jeden skok ponad dwustumetrowy, gdzie rekord wynosi 215 i pół. Między tym jedynym skokiem Kasai i rekordem, zaparkowałoby jeszcze trzy średniej wielkości samochody. Mamut i loty, a tylko jeden skok z dwójką z przodu? Loty? Jakie loty... chyba podloty.
Strach w oczach jury sprawił, że konkursy mocno straciły na widowiskowości i to się oglądało jak skoki w Willingen. Co prawda dłuższe, ale to nie loty. Polityka belkowa jury wkomponowała się jednak znakomicie w sekwencję komediodramatu, tylko ciężko określić czy to był dramat, czy komedia. Pewnie jedno i drugie.

Może nie dramatyczna, ale mocno niepokojąca w kontekście polskich konkursów jest słabnąca dyspozycja naszych skoczków. Biorąc pod uwagę, liczne absencje na Kulm, to te lokaty były złe, skoki zresztą też. Po naszych chłopakach widać już lekkie zmęczenie i zniecierpliwienie bessą. Oni potrzebują troszeczkę odpoczynku i spokojnego treningu, co zapewne dostaną, niestety już po PŚ w Polsce. Do Wisły i Zakopanego przyjadą na podobnym poziomie, co opuścili Bad Mitterndorf i jedyna nadzieja na dobre występy jest taka, że konkursy są u nas i skocznie znane na pamięć. Jednak po przerwie na trening i absencji w Sapporo, jestem pewien, że forma naszych będzie zwyżkować aż do Soczi, a jeśli naszym w Wiśle i Zakopanem nie pójdzie, nie róbmy dramatu, nie zwalniajmy trenera roku i nie przesadzajmy ze słowem "bula". Nawet jeśli znowu przyjdzie wiosna, to będzie czas by znaleźć jakąś dobrze przygotowaną skocznię w Europie, ale to dopiero po polskim weekendzie. Trzeba to brać pod uwagę.

Po dramatycznym początku filmu, akcja zrobiła się nieco senna, a widz oglądał projekcję lecz z lekka zaczynał się już nudzić, tu i ówdzie ktoś ziewnął przeciągle, aż tu nagle radosną niespodziankę sprawił wszystkim dżentelmen z Japonii zwący się dumnie Noriaki Kasai.
Muszę przyznać, że zwrot akcji przyszedł w najlepszym momencie. Oto zawody wygrywa żywa legenda, którą wszyscy szanują i lubią. Jaką estymą w świecie skoków cieszy się Kasai, niech świadczy fakt jak ci ludzie na to zareagowali. Wszyscy zawodnicy z czołówki konkursu wyszli na wybieg by pogratulować i ściągnąć czapki z głów, a w gnieździe trenerskim to już zapanowała niemal euforia. Austriacy, którzy dzień wcześniej gryźli nerwowo kciuki, teraz skakali z radości jakby zdobyli złoto na Olimpiadzie. Podobnie było na widowni i przed telewizorami na całym świecie.

Noriaki Kasai to jedyny zawodnik na naszym globie, który jest w stanie zjednoczyć w uśmiechu wszystkich ludzi interesujących się skokami! Przyznajcie sami, że jest to osiągnięcie nie lada. Osiągnięcie nie mniej istotne niż dwa złote medale na Olimpiadzie.

Tak o to w środku filmu, wszyscy mieli banany na twarzy, a coraz lepsze wieści płynące ze szpitala, jeszcze polepszały radosny nastrój.

Tylko, że to był komediodramat i radość nie mogła trwać bez końca.
Najszybciej śmiechy-chichy przebrzmiały w budce sędziowskiej, bowiem już podczas kwalifikacji do niedzielnego konkursu, jury za cel główny postanowiło sobie zejście na ziemię i co któryś spróbował polatać, to zaraz belka w dół. Skoczkowie długo nie dawali za wygraną i schemat lot-belka w dół, powtórzył się kilka razy, aż sobotni bohater, skaczący jako ostatni, pokonał zeskok w pozycji pionowej w ścisłym kontakcie z ziemią.

W takim, dość już nieciekawym nastroju zaczęła się pierwsza seria i tylko kolejny fart Ammana przyśpieszył tętno na widowni. Jedynie trzy skoki powyżej punktu-K i pewne pożegnanie się Stocha z żółtym plastronem. Naprawdę przygnębiające.
Jednakże reżyser postanowił raz jeszcze zaskoczyć widownię.
Kiedy już wszyscy szykowali się na zwycięstwo Simona, atak przypuścili Noriaki Kasai, Peter Prevc i Gregor Schlierenzauer.
Cała trójka miała do Szwajcara spore straty i Ammannowi wystarczył przyzwoity skok by wygrać. Coś takowego mu się udało, i tradycyjnie zaliczył "żabę" przy lądowaniu. Także tradycyjnie dostał noty z kosmosu.
W tym momencie pomyślałem sobie: jeśli reżyser tego filmu da wygrać Ammannowi i pochwali niesprawiedliwość społeczną, to więcej do kina na żaden jego film nie pójdę. Są pewne granice cierpliwości.
Na szczęście stronniczość nie pomogła i zatriumfowała sprawiedliwość, a Peter Prevc nareszcie wygrał swój pierwszy konkurs i przy wiwatach został wniesiony na arenę, na barkach swoich kolegów. Ammann został "ukarany" czwartym miejscem i zapach koszulki lidera rozwiał się wraz z jego uśmiechem, a Kamil będzie miał okazję zaprezentować żółte wdzianko u siebie w domu, w wyniku czego wyszedłem z kina w miarę zadowolony.
Ogólnie film dało się oglądać, ale Oskara to on nie dostanie.

Puchar Kulm wygrali Słoweńcy.
1. Słowenia 369
2. Austria 305
3. Japonia 168
4. Niemcy 159
5. Polska 149
6. Czechy 104
7. Norwegia 97
8. Szwajcaria 81
9. Kanada 29
10. Finlandia 4

Słoweńcy cieszą się dodatkowo, bo przy okazji klątwę odczarował Peter Prevc. Zdobył już wcześniej medale MŚ, bywał często na podium, a do wygranej zawsze czegoś brakowało. W jego przypadku słowo "nareszcie" jest trafne jak strzała Robin Hooda.

Na drugim miejscu Austria, ale oni wyjeżdżają z Kulm w gorszych humorach, wiadomo, na pewien czas stracili swój bardzo mocny punkt i biorąc pod uwagę, że ich najlepsi zawodnicy na Kulm praktycznie nie startowali, to uzbierali dosyć solidny dorobek i w PN umocnili się na pierwszym miejscu. Swoją drogą decyzja o odstawieniu Thomasa Dietharta jest dosyć ciekawa i kontrowersyjna. Wyobrażacie sobie co by u nas się działo, gdyby np. Janek Ziobro wygrał TCS i nie pojechał na kolejne zawody?
Byłby taki lament, że na Marsie by się echem odbijał.

Jednak to nie Słoweńcy, ani Austriacy, byli królami weekendu.
Koronę założyła Japonia. Wygrana i podium Kasai oraz zwycięstwa Sary Takanashi nie pozostawiają złudzeń. Niesamowita Japonka zadaje kłam opiniom, jakoby w dobie NS seryjne wygrywanie z wielką przewagą było niemożliwe. Sara na siedem konkursów w tym sezonie, wygrała sześć ze średnią przewagą 10,6 punktów i to na skoczniach normalnych! Da się! Tylko trzeba gościa o klasę, dwie, lepszego od reszty, a obecnie takiego nie ma.

W niezłych humorach są na pewno kibice skoków w Kanadzie, czyli pewnie całe pięćdziesiąt osób.
Tanaka Atsuko otarła się o podium, a Mackenzie Boyd-Clowes wyskakał dziewiąte miejsce i zaliczył wynikową życiówkę.

Niemcy potrzebują spokoju tak samo jak Polacy. Co konkurs, to gorzej to wygląda, a jak już nawiązuję do naszych, to zastanawiam się gdzie podział się Krzysiek Biegun? Może ktoś ma jakąś informację, czy gdzieś trenował, bo to sytuacja dosyć ciekawa. W PŚ i PK próżno go było wypatrywać, żadnej Uniwersjady nie było, no zwyczajnie przepadł jak kamień w wodę.

Norwegowie przyjechali bez Bardala, Jacobsena i Hilde, więc szału na Kulm w ich wykonaniu nie było. Wygląda na to, że postawili wszystko na IO i trzeba przyznać, że wiele nie ryzykują, bo na lotach nawet Czesi byli od nich lepsi. Zbliża się Sapporo, to Matura skacze coraz lepiej, ale by powtórzyć wyczyn sprzed roku, będzie musiał pokonać Noriakiego, co jest zadaniem dosyć ambitnym.

To może kuplecik jeszcze.

Oj dana dana
szkoda Morgena
ale to są skoki,
czasem taka cena

Oj dana dana
to miały być loty
lecz jury zestrachane
takie chodzą ploty

Oj dana dana
Kasai jak diva
że się tego chłopa
wcale czas nie ima

Oj dana dana
teraz będzie Polska
a żółta koszulka
coraz bardziej wąska

Tak, teraz Polska i już wiemy, że Hofer docenił pracę organizatorów i nie odwołał konkursu, choć, bądźmy szczerzy - mógł. Ochłodzenie przyszło na ostatni dzwonek i skakanie w Polsce będzie. Tylko, żeby na końcu ostatniego słowa nie powiedział wiatr i by kolejnym filmem nie był klasyczny tragiko-dramat, czego sobie i wszystkim życzę.


Artur Pojnar: informacja własna

Kategorie: ,


13 komentarzy:

  1. Fajny felieton :)
    A w Polsce czeka skoczków prawdziwy maraton od czwartku do niedzieli dzień w dzień będą wypompowani w niedziele wieczorem padną jak muchy :))

    Na stronie tvp sport podają niby nowy program transmisji wszystkich konkursów PS w tym nowym nie ma dodatkowego konkursu indywidualnego w Lahti więć albo TVP nic jeszcze nie wie o tym konkursie albo nie będą transmitować.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to czekamy na nasze konkursy. W końcu będzie drużynówka i myślę, że Kruczek będzie miał z czego wybierać. Zobaczymy jak na tle etatowych pucharowców prezentują się Zniszczoł i Kłusek.
    I oby się działo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Talar
      Kiedyś drużynówka w Polsce to zło konieczne i puste trybuny hehehe
      Ale nie napalaj się na wygraną w drużynówce, bo u nas jest tendencja zniżkowa i nagle Kruczek czarodziejskiej różdżki nie wyciągnie. Austria poza zasięgiem, Słowenia chyba też. Czeka nas ciężka bitwa z Niemcami i Norwegią o ostatnie miejsce na podium. Oczywiście te rozważania może wziąć szlag, gdy będzie loteriada :)
      Natomiast na pewno będziemy się przyglądać z uwagą jaki skład wybierze Kruczek, bo będzie on bardzo zbliżony (o ile nie identyczny) do składu na Soczi.

      Usuń
    2. Ooo pojawił się mamut i dał takie wrażenie że Słowenia poza zasięgiem :) Wszystko zależy od tego czy nasi wreszcie gdzieś potrenują na śniegu, bo wiemy że nie trenowali. Jutro niby mają trenować, ale nie wiadomo dokładnie co :) Jak uda się oddać kilka skoków, wprowadzić jakieś poprawki, w tym i techniczne to Austria bez Morgensterna może być spokojnie w zasięgu.

      Usuń
    3. A widzę że Kubacki powiedział w wywiadzie że nic skakać nie będą. No to może być kiszka...

      Usuń
    4. @Emil
      Brak treningu brałem pod uwagę. Prevc jest bardzo dobrej formie, lepszej o parę metrów niż Kamil. Coraz lepiej skacze Damjan, są Kranjec, Tepes i Hvala w odwodzie. Obawiam się, że na obecną naszą drużynę to wystarczy.

      Usuń
    5. @czarnylis. To już bardziej należy brać pod uwagę niebywałą zdolność mobilizacji Słoweńców na drużynówki, którzy indywidualnie mogą być jednymi z wielu a przychodzi drużynówka i inny zespół. Bo wyniki lotów w kontekście "polskiej" i "słoweńskiej" szkoły aerodynamiki, (jak zauważył były niemiecki skoczek i obecnie komentator Gerd Siegmund) nie wiele mówią :)

      Usuń
  3. Nie wiem dlaczego tak mało komentarzy felieton bardzo dobry a tak mało ludzi tu ? :)

    Miejmy nadzieję, że zima zawita choć w góry i tam gdzie trzeba bo ogólnie to nie jest za wesoło u nas dwa dni temu wieczorem nagle zerwała się śniezyca a rano już śladu nie było i znowu pada deszcz i jest na 0 stopni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dodam jeszcze, że nasi zachowali się bardzo fajnie wobec Morgensterna. Widać, że rywalizacja, rywalizacją, ale jest też jakaś zawodnicza solidarność.
    Podczas tego weekendu mieliśmy dwa takie zdarzenia, które zjednoczyły wszystkich. Upadek Morgiego i zwycięstwo Noriaki.

    OdpowiedzUsuń
  5. A zawody w Wiśle bez Hilde,Jacobsena,Japończyków,Szwajcarów.Rosjanie rezerwowy skład.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. @Granda
      Hilde i Jacobsen w słabszej formie i im absencja tylko pomoże. Japończycy wiadomo, następny weekend u nich to wrócili do kraju wcześniej, zresztą tak jak zwykle. Rosjanie czy w pełnym składzie czy nie, na jedno wychodzi, ale Ammannowi się dziwię. Jest w świetnej formie, ma sporą szansę na lidera, a rezygnuje. Dla nas to w sumie lepiej, bo Kamil ma większą szansę dowieźć koszulkę do Zakopanego. Może mu zagrozić tylko Schlierenzauer, ale on nie skacze tak dobrze jak Ammann, a Malinka to nie mamut.
      Na pewno też zwolni się parę miejsc w konkursie i trzydziestce, co jest szansą dla naszych na lepsze pozycje.

      Usuń
    2. Dziwne, że Amman nie przyjedzie do Wisły i Zakopanego miałby szansę na zdobycie punktów do kl.generalnej ale moim zdaniem on to dokładnie przemyślał jest w dobrej formie i leci na PŚ do Sapporo i tam ma szansę powalczyć nawet o 200 pkt bo przecież nie polecą tam czołowi zawodnicy w tym Kamil.
      A znając jego formę co 4 lata żadna zmiana stref czasowych mu nie zaszkodzi :)

      Usuń
  6. 5 m/s, a w porywach do 15. Taka jest prognoza pogody dla Wisły w czasie konkursu :/

    OdpowiedzUsuń

Masz coś do powiedzenia? Napisz w kratce. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy napisanych przez internautów. Niestosowne komentarze będą usuwane. Wysłanie komentarza oznacza akceptację regulaminu komentowania w serwisie WinterSzus.pl. REGULAMIN KOMENTOWANIA