Archiwum strony

Następny przystanek: Lillehammer (felieton)

Szychu | 3.12.15 | 0 komentarze

Kompleks skoczni Lysgardsbakken (źródło skisprungschanzen.com)
Przystanek w Kuusamo okazał się jedynie krótkim postojem na zatankowanie paliwa i ewentualne załatwienie potrzeb fizjologicznych. Po weekendzie, z którego nic nie wyniknęło, skoczkowie kontynuują wycieczkę. Tym razem nasz skokowy autobus kieruje się do Norwegii, a mianowicie do olimpijskiego Lillehammer.








SKOCZNI I IGRZYSK

Dawno dawno temu zapadła decyzja o tym, że w 1994 roku zimowe igrzyska olimpijskie odbędą się w norweskim miasteczku o nazwie Lillehammer. Warto dodać, że był to nowy termin, bo minęły tylko 2 lata od ostatnich zimowych igrzysk w Albertville, jednak zabieg być celowy. Dążono do tego, by zimowe i letnie igrzyska nie odbywały się w tym samym roku. Za  dużo dobrego w jednym roku, a potem trzy nudne, nieolimpijskie lata...
Wraz z organizacją wypadałoby zadbać o infrastrukturę. A to wiązało się z wybudowaniem nowych skoczni. Jak Norwegowie postanowili, tak zrobili. W 1993 został oddany do użytku kompleks skoczni Lysgardsbakken. Normalna skocznia miała punkt K usytuowany na 90 metrze (co się do dzisiaj nie zmieniło. Obecnie wielkość skoczni to 100 m), zaś duża na 120 metrze (Obecnie punkt K wynosi 123 metry, a HS 138)
Jens Weissflog - "pogromca" Espena
Bredesena na skoczni dużej
Same konkursy olimpijskie były niezwykle interesujące. Kibice bardzo liczyli na swojego faworyta. Espen Bredesen, bo o tym szanownym panu mowa, był głównym kandydatem do złotego medalu na obu skoczniach. Na jego koncie już widniało złoto mistrzostw świata, zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni, a na dodatek przystępował do zawodów w Lillehammer jako lider pucharu świata (jak się okazało, żółty trykot przodownika tak mu przypadł do gustu, że postanowił go nie oddawać nikomu aż do końca sezonu), a następnym łupem miały być olimpijskie złote medale. Miało się to stać na skoczni dużej, gdzie prowadził po pierwszej serii, ale drugi skok był dużo gorszy i ostatecznie Norweg przegrał z Jensem Weissflogiem z Niemiec. Brązowy medal dla Austrii, a mianowicie dla Andreasa Goldbergera.
Masahiko Harada
(źródło schanzenfotos.de)
W drużynówce kibice byli świadkami jednego z największych dramatów w historii sportu. Japonia, która wypracowała sobie bezpieczną przewagę i pewnie zmierzała po złoto, w ostatniej kolejce straciła wszystko i musiała zadowolić się srebrem. Autorem słynnego nieudanego skoku był Masahiko Harada, któremu w locie umysł nagle postanowił, że Japończyk zapomni, jak się latało stylem V i odda swój skok techniką klasyczną, co poskutkowało spadkiem na bulę. Jego załamanie było wymowne i wiele osób przychodziło pocieszać zupełnie zrozpaczonego Haradę. Podium uzupełnili Austriacy.
Konkurs na skoczni normalnej był radosny dla gospodarzy. Co się nie udało na dużej, udało się na mniejszej i złoto powędrowało do Bredesena, a tuż za nim kolejny z Norwegów, Lasse Ottesen. Brąz wywalczył Dieter Thoma.

PUCHARÓW ŚWIATA W LILLEHAMMER HISTORIA KRÓTKA

Skocznie w Norwegii na szczęście nie okazały się jednymi z tych, na której rozegrano tylko imprezę mistrzowską, a potem odchodziły w zapomnienie. Lillehammer do dziś gości zawody pucharu świata. Pierwszy raz kompleks Lysgardsbakken gościł najlepszych skoczków świata podczas pucharu świata 1992/1993. Wówczas najlepszy był Espen Bredesen, który w następnym roku jednak nie zdołał powtórzyć tego wyniku i spadł oczko niżej. Warto też dodać, że to nie był debiut samej miejscowości w tym cyklu, bo Lillehammer już zagościło wcześniej skoczków w 1984 roku, tylko wówczas skakano na obiekcie o wdzięcznej nazwie Balbergbakken. Odbył się jeden konkurs, który padł łupem Pavla Ploca z Czechosłowacji. W 1995 roku zadebiutowała skocznia normalna, na której górą był Mika Laitinen.
Gregor Schlierenzauer - "król"
Lillehammer
Lillehammer najbardziej lubi Gregor Schlierenzauer, który tutaj zanotował swoje pierwsze zwycięstwo w bogatej karierze. Co ciekawe, jego ostatnia do tej pory 53. wiktoria też miała miejsce właśnie w tej miejscowości. Łącznie Gregor wygrywał tutaj 6 razy (w tym raz na skoczni normalnej). Obiekt ten z pewnością lubi Simon Ammann, bo w końcu jak można nie lubić skoczni, na której się posiada oficjalny rekord? Wynosi on 146 m. Jednak najdalszym skokiem w pucharze świata popisał się Schlierenzauer, który w 2009 roku poszybował na odległość 150,5m. Oczywiście nie ustał, bo ciężko wylądować na takich odległościach, zwłaszcza, gdy się spada z wysoka. Na szczęście Gregor nic sobie nie zrobił, ale jednak trzeba przyznać, że przy takich odległościach robi się gorąco, mimo że przecież mamy do czynienia ze sportem zimowym. Obecnie kompleks skoczni jest stałym punktem pucharu świata w skokach narciarskich. I to nie tylko tych męskich...

...BO KOBIETY TEŻ SKAKAĆ POTRAFIĄ!

Sarah Hendrickson - historyczna
zwyciężczyni
Lillehammer niewątpliwie stworzyło historię skoków kobiet. To właśnie tutaj na normalnym obiekcie odbył się pierwszy w historii konkurs pucharu świata w skokach narciarskich kobiet. Zwycięstwo wówczas wywalczyła Amerykanka Sarah Hendrickson, która w tamtym sezonie szła jak burza i ostatecznie zdobyła Kryształową Kulę za sezon 2011/2012. Właściwie od początku istnienia pucharu świata kobiet to Lillehammer inauguruje ten cykl. Najwięcej zwycięstw ma stąd Sara Takanashi. "Terminator" kobiecych skoków wygrywał tutaj dwukrotnie (ale co to jest te "dwa razy" przy jej 30 wygranych...). Po jednym zwycięstwie mają na swoim koncie wspomniana wyżej Hendrickson oraz Słowenka Spela Rogelj, czyli zwyciężczyni z ubiegłego sezonu. Warto też dodać, że Lillehammer dwukrotnie organizowalo konkursy drużyn mieszanych. W 2013 roku wygrała Norwegia (mimo upadku Anette Sagen), zaś rywalizacja w 2014 roku okazała się zwycięska dla ówczesnych mistrzów świata w tej konkurencji, czyli dla Japończyków, gdzie na znakomity wynik zapracowali przede wszystkim Sara Takanashi i Taku Takeuchi.

LILLEHAMMER PO POLSKU

Przy całych dywagacjach o wynikach w Lillehammer trzeba również wspomnieć co nieco o tym, jak w ciągu wielu lat konkursów w tej norweskiej miejscowości sobie radzili Polacy. Podczas igrzysk olimpijskich w 1994 z Polaków skakał tylko Wojciech Skupień, a jego występy były nienadzwyczajne: 31. na dużej skoczni i 29. na normalnej. Dziwne to były czasy, kiedy wśród dwunastu ekip startujących w drużynie nie było Polski. Niestety, początek lat 90. to był ciemny okres skoków narciarskich w Polsce.
Co może powiedzieć Małysz o tej skoczni? Szanse na zwycięstwo nadarzały się, ale coś nasz mistrz nie mógł nigdy ich wykorzystać. Dwukrotnie plasował się tutaj na podium w sezonie 2009/2010, w obu przypadkach był to najniższy stopień. Jak na takiego mistrza jak orzeł z Wisły to jest to dość skromny dorobek. Inna sprawa, że jest to jedyny Polak, który stawał na podium PŚ w Lillehammer.
Kamil Stoch meldował się w czołowej dziesiątce zawodów, najwyżej na siódmym miejscu. Ale do podium zawsze mu brakowało.
Maciej Kot w 2013 roku zajął piąte
miejsce w Lillehammer
Pojedynczymi dobrymi wynikami na tej skoczni mogą się pochwalić również inni reprezentanci Polski. Na dużej skoczni  w 2013 roku szóste miejsce zajął Piotr Żyła (co było przyjęte jako niedosyt, bo Polak mógł walczyć o podium. Co prawda żadnego skoku nie popsuł, ale po prostu inni skakali dalej), a dzień wcześniej na normalnej skoczni piąty był Maciej Kot (tutaj również zadowolenie mieszało się z niedosytem, bo do podium zabrakło niewiele). W sezonie 2009/2010 w jednym z konkursów pozytywnie się spisali także Krzysztof Miętus (dwunaste miejsce) i Marcin Bachleda (piętnasta lokata). Wniosek: Polacy tutaj nigdy aż tak nie błyszczeli, ale ogólnie skakać potrafią.
Warto też dodać krótko, że na normalnej skoczni swoich sił próbowały nasze skoczkinie: Magdalena Pałasz i Joanna Szwab. Niestety zarówno w roku 2013 jak i 2014 nasze dzielne dziewczyny kończyły rywalizację na kwalifikacjach. Polska ma za sobą jeden występ w drużynie mieszanej. Ekipa Szwab-Kot-Pałasz-Stoch zajęła pierwsze miejsce... niestety od końca (wówczas startowało czternaście ekip, a więc to zaszczytne czternaste miejsce przypadło naszej reprezentacji). Ale tutaj najważniejszy był sam fakt, że nasza drużyna w ogóle się pojawiła. Przy naszym poziomie i zainteresowaniu skokami kobiet nawet taki fakt można uznawać za sukces. Smutne to, ale prawdziwe.

PODSUMOWANIE - KTO BĘDZIE GROŹNY?

Daniel Andre Tande będzie
faworytem gospodarzy
Skocznie w Lillehammer wiele już przeżyły, ale dalej są głodne wyzwań, dlatego po raz kolejny latające panie i fruwający panowie postanawiają dać skoczniom to, czego chcą. Czy u kobiet znowu stawkę zdominuje Sara Takanashi? Czy u mężczyzn Daniel Andre Tande zniesie presję własnej publiczności? W jakiej formie po treningach w Lillehammer będzie Gregor Schlierenzauer? Na te oraz inne pytania odpowiedź przyniosą konkursy, które odbędą się w ten weekend.

Kategorie: ,


0 komentarze

Masz coś do powiedzenia? Napisz w kratce. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy napisanych przez internautów. Niestosowne komentarze będą usuwane. Wysłanie komentarza oznacza akceptację regulaminu komentowania w serwisie WinterSzus.pl. REGULAMIN KOMENTOWANIA